Bzdurne zasady, które dawno powinieneś zostawić za sobą, ale nadal zatruwają Ci życie

Bzdurne zasady, które dawno powinieneś zostawić za sobą, ale nadal zatruwają Ci życie
Irytują Cię prawie codzienne aktualizacje w Twoim komputerze albo komórce?

Możesz w to wierzyć lub nie, ale to nie jest ich główne zadanie. (Szok i niedowierzanie!)

Aktualizacje przede wszystkim mają poprawiać błędy. Twórca jakiegoś systemu czy aplikacji dba o swój produkt i chce go rozwijać. Dlatego odświeża go i poprawia.

A Ty?

  • Jak często Ty aktualizujesz swój mentalny system operacyjny?
  • Jak często sprawdzasz, czy przypadkiem Twoje opinie nie zdewaluowały się w utrudniające Ci życie bzdury, które dawno powinieneś zostawić za sobą?
  • Codziennie? Co kilka dni?
  • Raz na tydzień? Miesiąc?
  • Nadal nie trafiłam?

Oj, czas na małe aktualizujące conieco! Zabieramy się do roboty.

Bzdura nr 1: nie możesz zadbać o siebie, bo to jest egoizm

Bzdura jakich mało! Do poprawki.

Aktualizacja: zadbaj o siebie w pierwszej kolejności (a z egoizmem to ma tyle wspólnego co ryba po grecku z Grecją).

Z dbaniem o siebie jest trochę jak z pieniędzmi. Też krąży na ten temat wiele bzdur, wedle których, np. bogactwo to zło, a bieda uszlachetnia.

Podobnie tu: kiedy gromadzisz pozytywne emocje, inwestujesz w siebie, dbasz o swoją siłę, energię, samopoczucie, zdrowie — inaczej mówiąc, bogacisz się wewnętrznie — nu nu nu, nieładnie!

Wolno Ci roztrwaniać swoje siły na lewo i prawo, aż zbankturujesz. Tak, to postawa szlachetna. Godna poszanowania.

Taki pogląd musisz niezwłocznie zaktualizować.

Dlaczego?

Bo Ty jesteś najważniejszy. Koniec. Kropka.

(Tak, tak, przeczytaj sobie to zdanie jeszcze raz, bo podejrzewam, że włączył Ci się jakiś hamulec.)

Nie wyciągniesz ani jednego złocisza z pustej kieszeni, tak samo jak nie znajdziesz:

  • cierpliwości,
  • wyrozumiałości,
  • ciepła,
  • akceptacji,
  • (i wielu innych odżywczych składników)

w zmęczonej i wyczerpanej głowie. Ani do siebie, ani do innych!

Nie dasz nikomu tego, czego sam nie masz (jeśli tak bardzo stawiasz na altruizm, to weź sobie to zdanie do serca).

W Twoim świecie to Ty odgrywasz rolę głównego bohatera.

Dlatego musisz nauczyć się, jak gromadzić energię, by nigdy nie zabrakło jej do odgrywania tej roli. Musisz zadbać o stan swojego wewnętrznego konta. Nie możesz ciągle jechać na debecie.

I dlatego to jest Twoje najważniejsze zadanie życiowe: zadbać o siebie.

Zadbać o siebie, czyli co?

Czyli nauczyć się obracać swoją energią w taki sposób, żebyś miał jej dostatecznie dużo. Tak dużo, żeby starczyło na obdzielenie kogokolwiek tylko zechcesz.

Czyli nauczyć się generować i regenerować swoje siły, zdrowie, spokój i równowagę wewnętrzną.

Jeśli choć w ułamku wierzysz, że dbanie o siebie to egoizm, to sam sobie podstawiasz nogę.

Nie dziw się więc, że się co chwilę przewracasz.

Że nie masz sił, że jesteś chronicznie przemęczony, że brak Ci entuzjazmu, pozytywnych myśli i motywacji do działania, a na swoje marzenia dawno już machnąłeś ręką „aaaaa, taaaam trudno”.

Brzmi znajomo? – To wyraźny znak, że czas na aktualizację Twojego oprogramowania! I to w trybie pilnym! Nie czekaj ani minuty dłużej!

Szybko zeskanuj swoje poglądy. Już dziś sprawdź, czy nie stawiasz siebie na ostatnim miejscu, po swoich bliskich, po swojej pracy, po mieszkaniu, samochodzie i po swoim kocie.

(Apropos kota – kot nigdy nie przyjmie do wiadomości, że go zdegradowałeś do miejsca numer dwa, więc równie dobrze możesz tego nie robić. Uznajmy to za wyjątek od reguły.)

„Noooo dobra, już dobra, ale od czego mam zacząć?” — zapytasz mnie, tryskając „entuzjazmem”.

A na przykład od tego:

  • Zrób jedną rzecz dziennie (a najlepiej więcej!) tylko dla siebie: poczytaj, pobiegaj, pooddychaj, ugotuj swój ulubiony bigos, zadzwoń, napisz, pomarz, zachwyć się, zatańcz, zaśpiewaj, popatrz w niebo.

  • Inwestuj w siebie codziennie, rozwijaj swoje cele, marzenia, poszerzaj horyzonty, ucz się czegoś nowego, wystawiaj się na nowości, ćwicz umysł, rozciągaj swoją strefę komfortu jak za ciasne spodnie — sukcesywnie i wytrwale.

Bzdura nr 2: co Cię nie zabije to Cię wzmocni

(Uuuaa! Na to zdanie mam silną alergię. Nie zdziwię się, jeśli zaraz gdzieś na moim ciele pojawią się bąble.)

Podjerzewam, że kiedyś już powiedziałeś do siebie to zdanie. Podejrzewam nawet, że nie raz.

Chciałabym Cię namówić do tego żebyś już więcej tego nie robił. I to będzie druga aktualizacja Twojego wewnętrznego oprogramowania.

A co z tym zdaniem jest nie tak? – Gruboskórne, bezlitosne i do tego najzwyczajniej nieprawdziwe!

Huragan, który przejdzie przez Twoje życie, wcale nie musi Cię zabić. Ale też wcale nie musi Cię wzmocnić.

To nie jest prosta, czarno–biała zależność.

Jest jeszcze wiele sposobów, na które ten hurgagan może Cię nieźle poturbować. I to tak mocno, że nie będziesz wiedział, jak wrócić do stanu sprzed.

To okrutne zdanie zupełnie nie bierze tego pod uwagę.

I kiedy tak stoisz w poszarpanych ubraniach, na zgliszczach swojego życia, obserwując odchodzący huragan, naprawdę NIE wystarczy, że powiesz sobie: „aaa, jak mnie coś nie zabije to mnie wzmocni”, po czym zadowolony otrzepiesz się i pójdziesz dalej.

Tak człowiek nie działa.

Musisz uznać, że stało się coś poważnego. Musisz zająć się sobą (jeśli nie wiesz, co to znaczy, patrz punkt pierwszy). Musisz usiąść i po prostu opłakać to, co straciłeś. Musisz zabandażować swoje okaleczenia. Musisz poprosić o pomoc. Musisz dać sobie czas na wylizanie ran.

Musisz zrobić naprawdę wiele rzeczy, jednak żadną z nich nie jest wypowiedzenie tego „magicznego” zdania. Bo ono W OGÓLE nie okazuje Ci współczucia ani ciepła.

Ono ma jak najszybciej wymazać z pamięci to, co się stało i udawać, że wszystko jest w porządku, bo w końcu żyjesz, tak? Ba! Ono twierdzi, że skoro żyjesz, to po huraganie masz się nawet lepiej niż przed! Bo rzekomo się wzmocniłeś. Tak?

No więc… nie.

Wyobraź sobie, że znajdujesz mocno poturbowane przestraszone 4–letnie dziecko. Pierwsze, co byś mu powiedział, to: „Czy wszystko w porządku? Co się stało?” Zaopiekowałbyś się nim, opatrzył rany, nakarmił, przebrał, otulił w ciepły koc i dał gorącą czekoladę do picia.

Ostatnie, co by Ci przyszło do głowy, to poklepać je po ramieniu i powiedzieć: „no chłopie, co Cię nie zabije to cię wzmocni”.

Bo równie dobrze mógłbyś mu powiedzieć: „cyk Walenty, na bok sentymenty” (kolejna mądrość).

Dlatego czas na aktualizację. Zamień te słowa najlepiej na: „jak Cię coś nie zabije, to zapewne mocno Cię pokiereszuje, dlatego wtedy musisz poświęcić sobie wiele uwagi”.

Przyznaj, że w tej zaktualizowanej wersji brzmi to bardziej realistycznie i empatycznie.

Jak to przekuć w praktykę?

Bardzo łatwo.

Następnym razem, kiedy skusi Cię, żeby powiedzieć sobie bzdurę numer dwa, od razu wprowadź poprawkę. Powiedz sobie zaktuazliowaną wersję tego twierdzenia. I zauważ, jak się wtedy poczujesz.

A jeśli tak bardzo Cię ciągnie w stronę tego wzmacniania — taki huragan faktycznie może Cię wzmocnić, ale tylko pod warunkiem, że NAJPIERW sam wzmocnisz siebie.

Bzdura nr 3: wiek ma znaczenie

Ile masz lat?

Wiesz, że dla mnie to bardzo trudne pytanie?!

Żeby na nie odpowiedzieć muszę wykonać zadanie matematyczne. Odejmuję obecny rok od 1981 (co dodatkowo utrudnia mi już od 17 lat rok dwutysięczny — bo tam trzeba odjąć, a tu dodać).

Także jakbyś mnie kiedyś spytał o mój wiek, nie zdziw się, że na chwilę zapadnie cisza (dodatowy wpływ na to może mieć też fakt, że matematyka nie jest mocną stroną).

Tak więc, wcale Cię w duchu nie karcę za to, że „dam się o wiek nie pyta”. Ja po prostu… przeliczam.

W zależności od aktualnej kondycji umysłowej, odpowiedź wypluwam szybciej lub z lekkim późnieniem (ale przeważnie, zasadniczno, raczej poprawnie obliczoną).

Wiesz dlaczego tak się dzieje?

Bo to W OGÓLE, ALE TO W OGÓLE mnie nie obchodzi ile mam lat.

Nie mogłoby mnie to obchodzić mniej. Bo po prostu nie da się mniej.

Dlatego tak samo nie obchodzi mnie to, ile Ty masz lat. Bo wiek to tylko cyferka.

I mam nadzieję, że Ty też podchodzisz do swojego wieku z tak speklatularnym lekceważeniem.

Wierzysz, że wiek ma znacznie?

Jeśli odpowiedziałeś twierdząco, bardzo możliwe, że czujesz na sobie presję i ciągle liczysz swoje lata. Na przykład wierzysz w dosyć popularne twierdzenie, że jeśli do trzydziestki nie osiągniesz sukcesu (praca, pieniądze, dom, partnerka) to klops. Później nie ma na co liczyć.

No dobra, przeliczmy to.

Rodzisz się — masz zero lat.
Idziesz do szkoły — masz 7 lat.
Kończysz szkoły — masz 18 lat.
Kończysz studia — masz tu (różnie bywa, ale załóżmy) 23 lata.

Czyli w wieku 23 lat ustawiasz się na linii startu. Przed Tobą sprint. Do trzydziestki zostało Ci ich raptem 7.

Czyli nie masz 30 lat na osiągnięcie sukcesu. De facto masz zaledwie 7.

Weź jeszcze pod uwagę to, że średnio żyjemy (pi razy drzwi) 82 lata. Odjąć 30, zostaje Ci jeszcze 52 lata życia. Jak w mordę strzelił. 52!!! Co z nimi? Do kosza?

Absurdalne! I bardzo niepomocne.

Dlatego proponuję Ci trzecią aktualizację. Zmień: „wiek ma znaczenie” na: „wiek to tylko cyferka, która mnie w ogóle nie obchodzi”.

I daj sobie spokój z odliczaniem, zamartwianiem się „ojej! ojej! mam już 40-tke”, a za rok: „ojej, ojej mam już 41”, a rok później: „ojej ojej, 42 wybiło” (a ktoś mądry jeszcze z boku dopowie: nie martw się stary, teraz to już z górki, he he).

No prooooszę Cię!

Jest tyle ciekawszych i rozwojowych rzeczy do robienia i myślenia niż taka bzdura!

Wiem, że współczesny świat zwariował na punkcie młodości, wygładzania zmarszczek i cofania czasu, ale Ty nie daj się w to wciągnąć.

Gdzieś niedawno usłyszałam, że masz tylko dwie opcje: albo się starzejesz od dnia urodzin, albo nie.

Nie ma innej alternatywy.

Więc — jeśli przybywa Ci zmarszczek — ciesz się, bo to znaczy, że żyjesz! Alternatywa zapewne Cię nie przyciąga.

A skoro żyjesz, to nakieruj całą swoją energię na rozwijanie się, doświadczanie nowych rzeczy, zrozumienie siebie a przez to i innych, na polepszanie jakości swojego życia (a nie na odliczanie jakiejś cyferki!)

Ufff… 3 bzdury zaktualizowane! Trochę to nam zajęło, jak ta aktualizacja w Twojej komórce, która być może jeszcze nadal trwa.


Jeśli widzisz wokół siebie ludzi, którzy nadal wierzą w te 3 niepomocne bzdurki, zamieszaj im trochę w głowach i udostępnij im ten tekst. Być może choć po części uwolnią się od nich i zaczną żyć choćby trochę lżej.

Chcesz się nauczyć, jak podchodzić łagodnie i empatycznie do siebie i do innych?

Zapisz sie do newslettera

i zyskaj dostęp do darmowego mini-kursu
„Jak rozmawiać ze sobą i z innymi, żeby się dogadać, zrozumieć i nie ścigać na argumenty”

2 proste kroki:
Podaj adres email, a następnie kliknij w email potwierdzający, który do Ciebie wyślę :-)

Strona używa plików cookies do prawidłowego funkcjonowania, do celów analitycznych, marketingowych, społecznościowych. Pełna lista cookie wraz z ich opisem znajduje się w Polityce prywatności. Jeżeli wyrażasz zgodę na pliki cookies, kliknij w przycisk „Rozumiem i akceptuję”.

Nie zamykaj tego okna, treść Polityki Prywatności właśnie się wczytuje. Zza chwilkę się tutaj pojawi.