Chcesz lepszych rezultatów? – Obniż poprzeczkę (rozwój w wersji dla wrażliwców)

Chcesz lepszych rezultatów? – Obniż poprzeczkę (rozwój w wersji dla wrażliwców)
Człowiek wrażliwy to wyjątkowa istota, w związku z czym dobrze na tym wyjdzie, jeśli będzie sięgał po równie wyjątkowe sposoby na rozwój.

I od razu małe sprostowanie: każdy jest inny. Jeśli Tobie odpowiadają popularne metody, to super! Trzymaj się ich, tzn. tego, co Ci pomaga.

Ale! Jeśli czytanie rozwojowych książek doprowadziło Cię na skraj przytłoczenia i przygnębienia – poniższe dwie wskazówki mogą ci pomóc.

  1. Śmiesznie małe kroczki pomagają. A już zwłaszcza na długich dystansach

    Gdybym zaplanowała, dajmy na to, nauczyć siebie wcześniejszego wstawania i porannej medytacji, zaczęłabym od nastawienia budzika o minutę wcześniej niż zwykle. Nie więcej.

    Postawiłabym sobie poprzeczkę śmiesznie nisko, bo, paradoksalnie wykonując tak małą zmianę, zwielokrotniam swoje szanse na wytworzenie nowego nawyku.

    Stawianie przed sobą wielkich marzeń, wielkich oczekiwań i wielkich wyzwań ma w sobie jakiś magnetyzm, przyciąga i oczarowuje.

    „Think big” – to przecież brzmi pięknie. Przekonałam się jednak nie raz, że czasami mam się lepiej, kiedy schodzę na ziemię i robię dosłownie jeden (malutki) krok w dobrym kierunku, a potem regularnie go powtarzam.

    To podejście, choć mniej spektakularne, okazuje się bardzo pomocne. Zwłaszcza dla delikatnych i wrażliwych osób, które z jednej strony chcą się rozwijać, ale z drugiej czują przytłoczenie, słysząc hasła typu: „możesz wszystko”, „myśl pozytywnie”, „żadnych złych wibracji”, „kokodżambo i do przodu”.

    Im wyżej zajdziesz, tym z większym hukiem zlecisz – nauczał Pawlak (albo Kargul, nie pamiętam). I jeśli chodzi o zmianę nawyków miał sporo racji.

    Im większe stawiasz przed sobą wyzwania i oczekiwania, tym większa staje się przepaść między nimi a Twoją rzeczywistością. Zejście z paczki papierosów na zero papierosów to przepaść. Albo zredukowanie 5 pączków dziennie na jeden to urwisko. Podobnie jak przejście z zera minut medytacji dziennie na 30.

    Trzeba między te puste przestrzenie poustawiać trochę schodków, tak żeby można było po czym schodzić albo wchodzić, spokojnie, krok po kroku.

    Ten sposób nie nadaje się na pierwsze strony gazet, ale ma jedną poważną zaletę. Działa! A już zwłaszcza na długie dystanse. A przecież mówimy o zmianach, które chcesz zachować na dłużej, a nie o zrywach i słomianym zapale.

    Dlaczego działa? A no dlaczego, że:

    • Ustawiasz sobie schodki i powoli idziesz do przodu.

    • Zmniejszasz przepaść między tym, co jest, a tym, co chcesz, żeby było.

    • Zmniejszasz tym samym opór, czyli tę wewnętrzną grawitację starych przyzwyczajeń, która ciągnie Cię w stronę tego, co znane i odpycha od tego, co nowe i niekomfortowe.

    • Nowe i niekomfortowe (czytaj zmiana) staje się minimalnie niekomfortowa i minimalnie nieprzyjemna. W końcu wstać o minutę wcześniej to przecież nie jest aż takie wielkie wyrzeczenie, żeby od razu rozdzierać szaty i rezygnować.

    • Do zmian podawanych małymi kroczkami o wiele łatwiej przekonać swój umysł, który zawsze będzie Ci udowadniał, że nie warto się zmieniać (A bo to potrzebne? A bo to ryzykowne. A bo nie ma czasu. A bo to dziwne. A bo to warto?)

    • Kiedy nisko ustawisz poprzeczkę, dosyć łatwo zaczniesz gromadzić na swoim koncie sukcesy, czyli zaczniesz dotrzymywać sobie danego słowa! A to buduje poczucie pewności siebie, zaufania do siebie i wiary w swoje możliwości.

    • Małe kroki nie przytłaczają, nie zniechęcają, łatwo je skorygować i wybaczyć sobie błąd – a ten zdarzy się na pewno – więcej o tym w następnym punkcie.

  2. Porażka to norma, przyzwyczaj się do niej

    Jeśli miałabym Ci opowiedzieć o „10 nieznanych faktów o mnie”, to na jednym z pierwszych miejsc byłoby to, że tłukę kubki i wyszczerbiam talerze. Dosyć często. Bardzo często. Regularnie. Co chwila. Z reguły. Taaak…

    I dawno przestałam od siebie oczekiwać, że będzie inaczej. Po prostu przyjęłam za pewnik, że mój ulubiony kubek, prędzej czy później będzie wyszczerbiony lub skończy w koszu w kilku kawałkach. Nie walczę z tym, nie maltretuję siebie za to, nie krytykuję.

    Pogodziłam się z tym, że tłukę rzeczy. Włącznie z tymi, które bardzo mi się podobają, nawet jeśli bardzo się staram ich nie stłuc. Jaka jest zaleta takiego podejścia?

    • Po pierwsze: brak samokrytyki. Nie walczę ze sobą, nie maltretuję siebie, nie krytykuję, kiedy coś mi wyleci z ręki przy myciu naczyń.

    • Po drugie: w związku z punktem pierwszym odchodzi wiele napięcia i stresu wokół codziennych wielokrotnie powtarzanych czynności jak picie herbaty albo mycie naczyń. Nie traumatyzuję się tym, nie straszę

    • Po trzecie: w sekundzie, w której widzę jak mój ulubiony kubek leci w kierunku podłogi, nie rozpaczam. Oczywiście żałuję, jeśli akurat lubiłam go bardziej niż pozostałe (a zwłaszcza jeśli nie produkują już takich), jednak nie robię tragedii. Nie płaczę nad rozlanym mlekiem.

      Za to od razu przechodzę do sprzątania tego, co się rozsypało, odsyłam psa do legowiska, żeby nie wbił sobie niczego w łapki, i spokojnie chwytam za odkurzacz. Bez stresu, poczucia winy i rach ciach ciach wszystko wraca do normy, co się dało uratować to uratuję, a co nie, zostawiam w przeszłości. Było minęło.

    Warto zrobić miejsce dla swoich błędów, porażek, potknięć i pomyłek. Zaakceptować fakt, że po prostu będą się zdarzały bez względu na Twoje intencje i starania.

    To norma, do której lepiej się przyzwyczaić, a nie ciągle z nią walczyć. Oczywiście nie jest ona super przyjemna, w końcu coś tracisz (kubek, zniżki na ubezpieczenie samochodu, czy bon na zakupy) – ale zarazem jest to norma nieunikniona.

    Stawianie oporu, brak akceptacji tego zjawiska, lub ciągły stres i lęk przed najmniejszym błędem, w niczym nie pomoże. A najpewniej zaszkodzi.

    Jeżeli jesteś osobą o delikatniejszej konstrukcji, to mniej spektakularne i spokojne zmiany mogą się okazać bardziej przyjazne i bliższe. Dlatego mówię Ci – warto spróbować.


Daj znać, czy rozwojowe treści czasami działają na Ciebie zniechęcająco i przytłaczająco? Jeśli tak, to jakie, i jak sobie z tym radzisz?

Chcesz się nauczyć, jak podchodzić łagodnie i empatycznie do siebie i do innych?

Zapisz sie do newslettera

i zyskaj dostęp do darmowego mini-kursu
„Jak rozmawiać ze sobą i z innymi, żeby się dogadać, zrozumieć i nie ścigać na argumenty”

2 proste kroki:
Podaj adres email, a następnie kliknij w email potwierdzający, który do Ciebie wyślę :-)

Strona używa plików cookies do prawidłowego funkcjonowania, do celów analitycznych, marketingowych, społecznościowych. Pełna lista cookie wraz z ich opisem znajduje się w Polityce prywatności. Jeżeli wyrażasz zgodę na pliki cookies, kliknij w przycisk „Rozumiem i akceptuję”.

Nie zamykaj tego okna, treść Polityki Prywatności właśnie się wczytuje. Zza chwilkę się tutaj pojawi.