Otwieram słownik synonimów, wpisuję „wrażliwiec” i co widzę? Otóż coś takiego:
- nadwrażliwiec,
- uczuciowiec,
- sentymentalista,
(a teraz uważaj, bo idzie jeszcze lepsze)
- delikatniś,
- mimoza,
- francuski piesek.
Całkiem ciekawie, nie? A potem, zupełnie nie wiedzieć czemu, zastanawiamy się: „hmm, czemu nie potrafię zaakceptować faktu, że jestem wrażliwcem?”
Być może odgrywa tu swoją rolę język, którym opisujemy własną wrażliwość. Być może…
To, co mówisz o sobie i do siebie, ma olbrzymie znaczenie
Gdybym Ciebie zapytała, jakie określenia słyszałaś na temat wrażliwości, wrażliwców, czy ogólnie kogoś, kto odznacza się wyższą delikatnością, pewnie też dałabyś mi kilka przykładów w typie „francuskiego pieska”. (Zostaw w komentarzu, to powinno być ciekawe.)
Niestety takimi „francuskimi pieskami” osoba wysoko wrażliwa otoczona jest od wczesnych lat. Taki język słyszy od innych. Takim językiem potem sama przesiąka. Aż wreszcie takim językiem zaczyna mówić do siebie i o sobie.
A MA TO OGROMNE ZNACZENIE.
Z jednej prostej przyczyny: bo mówisz do siebie ciągle, na okrągło, w koło Macieju. Ten wewnętrzny komentarz rzadko kiedy cichnie. Tłumaczysz, analizujesz, naświetlasz wszystko, co robisz, co Ci się przydarza, co Cię spotyka, co czujesz.
A język, którym się posługujesz, buduje Twój wewnętrzny dialog słowo po słowie, jak pojedyncze cegły, które budują dom. Ważną rolę odgrywa jakość każdej z tych cegieł. Podobnie język, jakim opisujesz sama siebie, MOCNO wpływa na to:
- jak się czujesz,
- jakie decyzje podejmujesz,
- w co się angażujesz,
- z czego rezygnujesz,
- jak wchodzisz w relacje z innymi ludźmi,
- no i w jaki sposób postrzegasz samą siebie (wraz ze swoją wrażliwością).
Dlatego zdecydowanie warto o ten język zadbać.
Nie „nadwrażliwy” ale „wysoko wrażliwy”
Osobiście mam alergię na słowo „nadwrażliwy”. Ono już samo w sobie sugeruje nadmiar, czyli przerost, za dużą ilość. Więc, kiedy codziennie, od lat, powtarzasz sobie: „bo ja jestem taka nadwrażliwa”, to znaczy, że codziennie od lat sugerujesz sobie, że dzieje się coś nienormalnego, dziwnego, niechcianego. Coś, czego najlepiej się pozbyć.
To nie może na Ciebie dobrze wpływać. To nie może pomagać Ci w samoakceptacji i rozwoju. To nie może sprawiać, że budzisz się rano, uśmiechasz do rozczochranego odbicia w lustrze i od razu czujesz się dobrze w swojej wrażliwej skórze.
Dlatego spróbuj podmienić „nadwrażliwa” na po prostu „wrażliwa” albo „wysoko wrażliwa”. Jaka to różnica? A no taka, że
„nadwrażliwy” ocenia, a „wrażliwy” lub „wysoko wrażliwy” opisuje.
Opisowy język pomaga zauważyć, zrozumieć, obserwować, nazywać rzeczywistość, tę zewnętrzną jak i wewnętrzną. Język, który ocenia, kończy obserwację zanim ją zaczął. A nie muszę dodawać, bo każdy wrażliwiec to (za) dobrze zna, że oceny pod własnym adresem rzadko bywają pozytywne lub pochlebne.
Zmieniaj swoją narrację słowo po słowie
Emocje nie biorą się z naszych doświadczeń. Emocje biorą się z naszej narracji na temat tych doświadczeń.
Jeżeli od lat Twoja narracja o własnej wrażliwości wygląda jak niepochlebna ocena, potępianie, krytyka, a może nawet i werbalny atak, to niestety Twoje doświadczenia z własną wrażliwością nie będą pozytywne. Nie ma na to szans.
Są natomiast bardzo realne szanse na zmianę tej narracji na bardziej łagodną, przyjazną, ciepłą i wspierającą – a co za tym idzie – zmianę doświadczania własnej wrażliwości.
Jak tego dokonać? – Cóż, jak większość zmian, a już zwłaszcza u osób wysoko wrażliwych – krok po kroku, a w tym przypadku słowo po słowie.
Po pierwsze, zauważ jak do siebie mówisz
Jak o sobie mówisz, jakimi słowami określasz swoją wrażliwość, jak opisujesz inne wrażliwe osoby.
Tak, ta obserwacja może być niezbyt przyjemna, to normalne. Jeśli zaś wychwycisz kilka „francuskich piesków” i „mimoz” to tym lepiej dla Ciebie. Bo tylko wtedy kiedy wyjdą na światło dzienne możesz je zmieniać.
Nie krytykuj siebie za to, jak o sobie mówisz
Wiem, że akurat u wrażliwców o to wyjątkowo łatwo, więc od razu przestrzegam – odpuść. Lepiej powiedz sobie: „robię sobie teraz trening samoakceptacji, uczę się żyć ze swoją wrażliwością na przyjaznej stopie”, i idź dalej.
Buduj swój nowy osobisty słownik
W miejsce starych, mało pomocnych określeń, wstawiaj nowe, wspierające i łagodne. Chwyć za słownik synonimów jeśli trzeba. Spisz na kartce, jeśli Ci to pomoże. Przedstaw swojemu umysłowi alternatywny sposób narracji.
Powtarzaj. Każda nauka stoi na powtórkach
Nie nauczyłaś się jeździć na rowerze za jednym razem. Nie nauczysz się też mówić do siebie łagodnie robiąc to raz. Dlatego powtarzaj. Wielokrotnie, nieustannie, systematycznie, regularnie, co chwila, na okrągło, dniem i nocą, notorycznie, w kółko i raz po raz. Innym słowy, aż do skutku.
I pamiętaj – nie musi być idealnie
Nie o to tu chodzi. Kierujemy się bardziej w stronę „pomocne w samoakceptacji, wspierające rozwój” a nie „torpedujące i rzucające kłody pod nogi”.
Tak, oczywiście, że nie zawsze Ci wyjdzie. To normalne. Jednak to nie zmienia celu, którego ciągle się trzymamy – a nie jest nią perfekcja, ale autoempatia.
Pierwsze mocno szkodzi, drugie przeogromie pomaga.
No dobra, drogi wrażliwcze, powiedz, w jaki sposób do siebie mówisz, a w jaki sposób chciałbyś wyrażać się o swojej wrażliwości? Jakie słowa Ci szkodzą, a które pomagają?