Czemu tak się dzieje i jak sobie z tym lepiej radzić? O tym właśnie jest dzisiejszy tekst.
Jak to się dzieje, że przejmujesz cudze emocje
Krótko mówiąc: to wszystko przez wrażliwy mózg.
A trochę dłużej: mózg wrażliwca pracuje na wyższych obrotach, jeśli chodzi o przetwarzanie emocji, bodźców sensorycznych, oraz tych dotyczących relacji międzyludzkich. Podobnie intensywniej pracują też neurony lustrzane – czyli takie komórki mózgowe, które lubią bawić się w emocjonalne papugowanie innych. Na przykład, kiedy widzą, że ktoś płacze, próbują „przećwiczyć” i odzwierciedlić to samo, żeby dowiedzieć się dokładniej, co ta druga osoba czuje i jak to jest być nią w tej sytuacji.
Dodatkowo – myślę, że każdy wrażliwiec to zaświadczy – zauważanie detali, niuansów, wyłapywanie mikrogestów, szczegółów (emocjonalnych, fizycznych, jakich chcesz) z otoczenia to łatwizna, nic trudnego, nawet nie zauważamy, kiedy to robimy. Przestaw kaktusa na inną półkę, wrażliwiec pierwszy to zauważy.
A zatem wrażliwiec to taka istota, której naprawdę niewiele potrzeba, żeby całkiem sporo zauważyć, poczuć i wyobrazić sobie zaraz bóg wie co (nie pytaj, skąd to wiem).
W świetle tych faktów, naprawdę nie powinno nas dziwić, że niczym gąbki absorbujemy wszelakie emocje, jakie fruwają w otoczeniu.
Nie za dużo empatii, ale za mało autoempatii
Absorbowanie emocji innych ludzi ma dwie konsekwencje:
Tę wspaniałą: masz empatię! I to włączoną w ustawieniach fabrycznych, nie musisz się starać, żeby kogoś zrozumieć, nie musisz się skupiać, żeby wyobrazić sobie, co czuje druga osoba, Ty po prostu wiesz. W mgnieniu oka. Bezwysiłkowo.
To się przydaje, jeśli chcesz być: świetnym przyjacielem, czyimś rękawem do wypłakiwania żalów, powiernikiem problemów, zaufanym uchem do wygadania, wsparciem emocjonalnym, w wersji profesjonalnej (terapeuta, psycholog, pracownik społeczny, wolontariusz itp.) lub w wersji domowej.
To olbrzymi plus. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach targanych chorobami, wojnami, agresją polityczną, kryzysami, globalnym ociepleniem i niewiadomym jutrem – czegóż bardziej potrzebujemy niż współczucia, empatii i zrozumienia drugiej osoby?
Nie zapominaj o tym! Podkreślam to specjalnie, bo Twój mózg będzie chciał Ci wmówić, że to nieważne, że to się nie liczy, że obok plusa jest też minus. Tak, owszem jest, ale on nie unieważnia plusa. Nie zapominaj o tym.
Tę wymagającą: empatia potrafi dołożyć się do tego, że emocje innych ludzi mogą Cię zalać jak sąsiad z góry łazienkę. I odnośnie tego chciałabym, żebyś się skupiła, bo zaraz dowiesz się czegoś BARDZO, ale to BAAARDZO WAŻNEGO.
Otóż, wiele osób, w tym naukowcy, mówi o czymś takim jak zmęczenie współczuciem (compassion fatigue). Być może spotkałaś się z tą tezą, że osoby, które okazują (zawodowo, czy z natury) bardzo dużo empatii, odczuwając emocje innych, dość szybko dochodzą do wypalenia, wyczerpują swoje siły przerobowe i opadają z sił. No niby niedziwne i logiczne.
Jednak ja Ci mówię: compassion fatigue nie istnieje. W ogóle.
Oczywiście możemy się męczyć, możemy czuć wyczerpanie po długim i ciężkim emocjonalnie dniu. Jasne, kto tego nie zna. Ale w tym nie ma nic patologicznego. To zwyczajne zjawisko, naturalne dla wszystkich istot ludzkich.
Natomiast zmęczenie współczuciem, w mojej skromnej opinii, to tak naprawdę zaniedbanie autoempatii.
Męczysz się NIE tyle dlatego, że absorbujesz emocje innych ludzi, ale dlatego, że niewystarczająco dbasz o własne.
NIE czujesz przytłoczenia, ponieważ tak bardzo dbasz, troszczysz się i współczujesz innym, ale dlatego, że TAK MAŁO dbasz, troszczysz się i współczujesz SOBIE.
Albo jeszcze wytłumaczę to na przykładzie: jeśli bardzo chce Ci się pić, to nie dlatego, że częstujesz lemoniadą innych ludzi. To nie od częstowania Ci zasycha w gardle. Czujesz pragnienie, ponieważ sama nic nie pijesz w międzyczasie.
Wiem, wiem, zaraz powiesz, że ja to potrafię wszystko sprowadzić do autoempatii, ale to NAPRAWDĘ punkt wyjścia wszelakiego zdrowia psychicznego i fizycznego. Toć nie nawijałabym jak katarynka o jakichś duperelach. Akurat o mało ważnych rzeczach to ja nie potrafię rozmawiać dłużej niż jakieś 5 minut. (No ile można gadać o żelazkach albo o tym, co na obiad?)
Temat wypalenia emocjonalnego, zmęczenia współczuciem, czy przejmowania emocji innych ludzi – to kolejny przykład, jak bardzo autoempatia to KLUCZOWA UMIEJĘTNOŚĆ, jeśli w ogóle chcemy złapać jakąkolwiek równowagę psychiczną i fizyczną.
I jednocześnie ten temat też pokazuje, jak bardzo potrafimy SAMYCH SIEBIE ZANIEDBYWAĆ. Jak bardzo pokutuje w nas przeświadczenie, że dobry człowiek to ten, który tak bardzo dba o innych, że o sobie zapomniał.
Jak sobie lepiej radzić?
No dobra, jak więc wrażliwiec może sobie pomóc?
Po pierwsze: samoświadomość
Otwórz się, oswój, przemyśl i przegryź się ze świadomością, że w ogóle istnieje taka możliwość, że siebie zaniedbujesz. Że innych stawiasz na miejscu pierwszym. Że latasz od człowieka do człowieka i dolewasz im picia, podczas gdy Tobie dawno już zaschło w gardle.
Przemyśl przekonania, jakie w sobie być może całkiem nieświadomie nosisz na temat autoempatii. Wyjmij je na zewnątrz i pooglądaj jak rybki w akwarium. Nie krytykuj tylko poznaj. Weź kartkę i dokończ zdania:
Moja opinia na temat dbania o siebie to…
Kiedy widzę kogoś, kto o potrafi się zatroszczyć o siebie to…
Kiedy ktoś mi mówi: „zajmij się sobą”, to…
Gdybym miała zatroszczyć się o siebie, to bym zaczęła od… i możliwe, że czułabym się z tym…
Być może faktycznie zaniedbuję siebie, ponieważ…
Przez całe życie obijały mi się o uszy twierdzenia, że dbanie o siebie to… a dbanie o innych to…
Gdybym miała określić w skali od 1 do 10 poziom okazywania empatii do siebie, to dałabym…, a poziom okazywania empatii do innych oceniłabym na…
Gdybym zajęła się sobą, poprzez takie nowe nawyki, jak:…, to możliwe, że to by sprawiło, że…
I na litość boską, nie cenzoruj siebie, nie krępuj się, przecież nikt poza Tobą nie musi poznać tego, co napiszesz. To ćwiczenie ma służyć tylko i wyłącznie Tobie i uświadomieniu sobie stanu autoempatii w Twoim życiu.
Świadomość to pierwszy krok do jakiekolwiek zmiany – na przykład do mniejszego przejmowania emocji innych ludzi na siebie. Zmienisz jedynie to, co widzisz. I pamiętaj: nie krytykuj siebie za to co widzisz. Zmienisz to, co widzisz, a nie to, co w sobie zbesztasz.
Po drugie: granice! granice! granice!
I tu mamy autoempatię w dobitnej praktyce. Choć dobrze wiem, że wrażliwcy nie są zbyt mocni w stawianiu wyraźnych granic (znowuż, nie pytaj skąd wiem), muszę Ci te umiejętność wywlec, przypomnieć i podkreślić.
Jeżeli dobrze wiesz jacy ludzie, jakie sytuacje, jakie miejsca, jakie bodźce zalewają Cię obciążającymi emocjami, wysysają z Ciebie energię i przyprawiają jedynie o ból głowy – no to kochana, nie ma innej drogi, musisz powiedzieć im „nie”.
Ok, może nie za każdym razem, ale przynajmniej w większości. Stawianie granic nie dość, że oszczędza Ci nieprzyjemności, to dodaje Ci poczucia własnej wartości, i jednocześnie uczy Ciebie ORAZ innych ludzi szanowania Twoich potrzeb.
Wiem, to nie jest proste, ale zarazem konieczne, zdrowe i bardzo pomocne. Dlatego asertywność to umiejętność, której wrażliwa dusza po prostu musi regularnie się uczyć i trenować. Koniec kropka.
Po trzecie: umiejętna obsługa emocji
Przyjąć na siebie emocje innych to jedno. Ale co z tymi emocjami potem zrobić, to już zupełnie inna kwestia. I to taka, którą trzeba nauczyć się obsługiwać umiejętnie.
Żadne tam: „No już nie płacz”, „A po co się tak złościć?”, czy „Czego się boisz, nie ma się co bać.”
Zapomnij!
W telegraficznym skrócie: nie oceniaj, poczuj i niekoniecznie działaj. Tylko w ten sposób pozwolisz, żeby emocje, owszem, wleciały, ale także i wyleciały z Ciebie bez zbędnego ich kumulowania. Jeżeli jesteś ciekawa szczegółów – brawa Ci za to i odsyłam Cię do mojego tekstu pt. „Co mam zrobić z moimi emocjami? – 3 wskazówki, które zmienią sposób, w jaki patrzysz na siebie”.
Po czwarte: ciało też się liczy, nie zapominaj o tym
Dbanie o siebie to nie tylko praca z emocjami, czy z myślami. To także w takim samym stopniu rozumienie i dbanie o potrzeby swojego ciała.
Jeżeli regularnie zaniedbujesz sen, dietę, wychodzenie na świeże powietrze, ruch, oddech, to nie mamy o czym mówić. Chronicznie niewyspany wrażliwiec nie ma większych szans w starciu z przytłoczeniem emocjonalnym. Chronicznie zalewany kofeiną wrażliwiec nie ma co liczyć na utrzymanie wewnętrznego spokoju i równowagi, a już zwłaszcza w obecności silnych emocji (swoich lub cudzych, to już obojętne w tej sytuacji).
Wiem, to wymagające, ale organizm wrażliwca to delikatny sprzęt, o który po prostu trzeba regularnie dbać, a nie czekać na moment, kiedy się przegrzeje.
Po piąte: uzupełniaj swoje zapasy
Jeżeli regularnie rozdajesz swoją energię (a zarażając się emocjami innych ludzi, robisz to) to tak samo regularnie uzupełniaj swoje zapasy. Nie czekając, aż one się skończą.
Odporność psychiczną buduje się tak samo, jak zapasy na zimę – wtedy, kiedy nie ma takiej palącej potrzeby i kiedy pogoda dopisuje, a ptaszki śpiewają. Innymi słowy, jeśli dzisiejszy dzień nie przynosi Ci przytłoczenia, to jest idealny czas na gromadzenie zapasów odporności.
Jak? Na przykład: ćwicząc oddech, zauważanie swoich odruchów, łapanie dystansu, wyrzucania z siebie tego co czujesz. O tych wszystkich punktach pisałam szczegółowo w tekście pt. „Jak budować odporność psychiczną? – najlepiej zanim nadejdzie kryzys”.
Jak widzisz wszystkie punkty tak naprawdę mówią o tym samym – o autoempatii. Mówią „zadbaj o siebie”. I to w sumie sedno tego, co mogę Ci powiedzieć, jeżeli przejmowanie emocji innych ludzi nie jest Ci obce.
Emocje innych przytłaczają najbardziej wtedy kiedy zupełnie zapominasz o sobie. Zwłaszcza jeśli zaliczasz siebie do osób wysoko wrażliwych – autoempatia to konieczność.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)