Po tygodniu, uczeń wraca do mistrza, żeby tym razem się pochwalić:
„Moja medytacja jest wspaniała. Czuję się taki świadomy, spokojny i pełen życia. To cudowne!”
„To minie.“ – odrzekł nauczyciel.
Może nie takiej odpowiedzi spodziewał się uczeń – bo z pewnością daleko jej było do motywacji. Ale czy nie była sprawiedliwa?
A Ty? Czy sprawiedliwie podchodzisz do własnych wzlotów i upadków? Sukcesów i porażek? Wad i zalet?
Hmm?
Problem tkwi w poprzeczce. To ją stawiamy bardzo niesprawiedliwie.
Ale o co w ogóle chodzi? No to popatrz:
Idziesz na studia z przekonaniem: „Uff… dostałam się, no to teraz przede mną kilka lat nauki”. Za jakiś czas zbliża się koniec studiów, a Ty mówisz: „No dobra… teraz muszę tytuł obronić”. Potem, już jako absolwentka, myślisz sobie:, „Nareszcie… dyplom w kieszeni, no ale teraz czas na jakąś godziwą pracę.” Szukasz, wysyłasz, chodzisz, rozmawiasz – w końcu zdobywasz. I co sobie wtedy mówisz? „Przydałby się jakiś awans, bo to wciąż mało…”
I w taki oto niepostrzeżony sposób, Twoje sukcesy przelewają Ci się przez palce.
A teraz spójrz na porażki.
Budzisz się i zauważasz niewielką zmarszczkę na czole, której zdaje się wczoraj jeszcze nie było. Nagle lustro nie pokazuje Ci nic, oprócz tej małej, nieproszonej skazy. „Świetny początek dnia!” – burczysz pod nosem. Przemieszczasz się do kuchni z nadzieją, że kawa postawi Cię na nogi. Tam jednak, nie dość, że kubek, to jeszcze słoik z kawą wypada Ci z rąk i z hukiem rozsypuje się na drobne kawałki. „No pięknie! Nie dość, że stara, to jeszcze niezdara!” Zrezygnowana, machasz ręką, ubierasz się, i czym prędzej wychodzisz z domu. W pracy słyszysz jedno kąśliwe słowo od kogoś, kogo jeszcze wczoraj nazwałabyś kolegą. Nie możesz przestać o tym myśleć: „Jak on mógł? Bezczelny typek!”. Wracasz do domu zła, zmęczona i głodna. Po tak „miłym“ dniu nie masz już ochoty stać nad garnkami, więc odgrzewasz sobie w mikrofali gotowca. Jednak, zanim jeszcze włożysz pierwszy kęs do ust, już masz wyrzuty sumienia, że w ogóle jesz takie świństwo. Kładziesz się spać, by czym prędzej zamknąć ten fatalny dzień.
Tak właśnie traktujemy sukcesy i porażki. Sprawiedliwe? – Ani trochę.
Wiele lat sukcesów może zrównoważyć jeden dzień porażek. Co więcej – może nawet z nim przegrać. Przy takim pomijaniu tych pierwszych i braniu pod lupę tych drugich, nie dziwne, że czasami mamy wrażenie, jakby nasze życie było pasmem błędów, wad, słabości i mankamentów.
Jednak, z czasem, jedno i drugie mija. A mimo to, nadal uparcie zatrzymujemy się przy porażkach. Starannie przyglądamy się im pod mikroskopem, jak tej zmarszczce w lustrze. Roztrząsamy każde niebezpieczeństwo, które może nas spotkać. Nie wspominając już o rozmienianiu na drobne tego, co już się stało.
Tak jesteśmy zaprogramowani. Mamy chronić siebie. Uważać na przeszkody i niebezpieczeństwa. Czujnie wypatrywać dziur w całym. Bo to wielokrotnie zwiększa szanse naszego przetrwania…
…w buszu.
Natomiast, w dzisiejszym świecie, sprawa ma się nieco inaczej. Bo skoro dotarły do Ciebie te słowa, to znaczy, że nie siedzisz właśnie w jaskini, albo nie czaisz się w krzakach, uciekając od drapieżnika, ani też zapewne nie musisz na swój obiad polować własnymi rękoma (no, chyba, że nazywasz się Bear Grylls ;-) ).
Dziś też zmagamy się z problemami, ale innego typu: rachunki do zapłacenia, korki uliczne, wieść, że właśnie przestali kręcić Twój ulubiony serial. Zgoda – łatwe i przyjemne do zniesienia to nie jest, ale jednak nie zagraża nam tak bezpośrednio jak kły tygrysa, którego oddech nasi praprzodkowie nierzadko czuli na własnych plecach.
Współczesna cywilizacja rozwinęła się na tyle szybko, że nie dała nawet najmniejszych szans naszym pierwotnym instynktom dostosować się do nowego środowiska. Dlatego twój podczaszkowy system operacyjny nadal uparcie myśli kategoriami jaskiniowca, wyczulony na tygrysy i przerażające kły.
Wiadomo – trzeba mu dać kredyt zaufania, w końcu jakoś nauczył się obsługiwać komórkę, automat z kawą, czy pralkę. Jednak, pomimo wszystko, Twój mózg nadal kryje w sobie zakamarki, nieskażone współczesną cywilizacją i nie do końca potrafi rozpoznać, czy tygrys faktycznie gdzieś czyha, czy to tylko jego obraz w telewizorze.
Przyznajmy to w końcu szczerze i otwarcie: nasze ludzkie umysły to radary na negatywy.
Niesprawiedliwość wobec sukcesów i porażek mamy zatem w genach. Te pierwsze mniej cieszą, niż drugie martwią. Ciekawostką natomiast jest to, jak nasze postrzeganie wypacza rzeczywistość.
Wedle doniesień naukowych pozytywne wydarzenia w naszym codziennym życiu wygrywają z negatywnymi 3 do 1. Statystycznie przydarzają się trzy razy częściej. Czyli, na jeden zbity kubek z kawą przeciętnie przypadają trzy pozytywy: miłe słowo, smaczny obiad, albo obniżka kursu franka szwajcarskiego.
A zatem, wracając do meritum: sukcesy, jak i porażki, stale przeplatają nasze dni. Niektórzy twierdzą, że sukcesów zaliczamy więcej niż porażek. A jeśli masz ochotę zakwestionować tę tezę, to zastanów się, czy obie kategorie mierzysz sprawiedliwą miarą.
Czy przypadkiem sukcesy, nawet te duże, nie przemykają gdzieś niepostrzeżenie, podczas gdy mikroskopijne porażki same wchodzą Ci pod nogi.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)