Skąd się bierze rezygnacja – 3 powody, dla których masz ochotę się poddać

Skąd się bierze rezygnacja – 3 powody, dla których masz ochotę się poddać
Ludzie poddają się z powodu:
  1. perfekcjonizmu,
  2. niepewności siebie,
  3. oraz niskej tolerancji dyskomfortu.

Jeśli chcesz zrozumieć te zjawiska głębiej, czyli nauczyć się na nie wpływać – czytaj dalej.

Poddawać się – rzecz ludzka

Gdybyś mnie zapytała, jak często poddaję się, odpowiedziałabym Ci: prawie codziennie.

I gdybyś zapytała dalej, jak często potrafię się po tym pozbierać, odpowiedziałabym: prawie codziennie.

I to przyjmijmy sobie za normę.

Masz prawo czuć się zmęczona, przygaszona, przestymulowana na koniec prawie każdego dnia, zwątpić w siebie i mieć ochotę rzucić wszystko w buraki.

Jesteśmy tylko ludźmi a nie robotami i dlatego od razu daruj sobie nieludzkie ambicje typu: „niczego się nie boję”, „nic mnie nie pokona”, „mogę wszystko” i „jestem nieustraszona, wodoodporna i ze stali nierdzewnej”. Daj sobie spokój i zapomnij o tym podobnych dyrdymałach.

A zatem, wracając na Ziemię – zamiast obierać sobie za cel: „nigdy się nie poddam”, lepiej jest pomyśleć sobie: „poddaję się, ale też się uczę jak potem się pozbierać”.

To coś o wiele lepszego i przede wszystkim bardziej ludzkiego.

Zrozum, dlaczego się poddajesz, a będzie Ci o wiele łatwiej powstać

Więc nie chcemy ocenzurować rezygnacji, ale zamiast tego chcemy lepiej zrozumieć przyczyny, dla których mamy ochotę zrezygnować. Bo jeśli coś lepiej rozumiesz – tym większy masz na to wpływ. Wiesz, co się dzieje, zauważasz zależności, umiesz więc też między nimi poruszać się tak, żeby sobie pomóc.

Zabierajmy się więc za rozgryzienie 3 powodów, dla których ludzie dają za wygraną.

  1. Perfekcjonizm

    Żeby dojść do jakiegoś celu musisz systematycznie stawiać kroki do przodu. A to staje się nieznośnie trudne, jeśli wyznaczasz sobie nierealistycznie wysokie standardy. Wtedy każdy kolejny krok staje się udręką.

    Czujesz przymus, żeby go dopracować, doszlifować, wygładzić i tak wymuskać, żeby był absolutnie idealny. Żeby mucha nie usiadła. Żeby nikt się nie przyczepił. Nie ma prawa mieć jakichkolwiek skaz ani błędów.

    A to oznacza, że każdy pojedynczy krok wymaga od Ciebie olbrzymich nakładów czasu, ćwiczeń, prób, szlifów i przemyśleń. Każda decyzja staje się trudna do podjęcia, bo przecież musi być idealna.

    Dlatego długo się zastanawiasz i ciągle wahasz. Każda przeróbka staje się nowym problemem do rozwiązania. Perfekcja przypomina zabezpieczanie się ze wszystkich możliwych stron na ewentualność „gdyby coś nie poszło idealnie”. Brené Brown porównuje ją do 20-tonowej tarczy, którą nosimy na sobie. Ciężko z takim żelastwem dojść daleko.

    A co najgorsze – perfekcja nie ma końca. Przecież zawsze możesz sobie powiedzieć, że postarasz się jeszcze bardziej, popracujesz jeszcze dłużej i postawisz ten krok jeszcze lepiej.

    Ilość decyzji do podjęcia oraz brak limitów, które by pokazywały Ci „tyle wystarczy”, potrafi przytłoczyć, przygnębić, zdemotywować. I po prostu odebrać siły. A stąd już naprawdę niedaleko do rezygnacji.

    Takim sposobem coś, co dużo ludzi określa jako zaletę, staje się jedną z największych kłód pod nogami.

    Jeśli czujesz na sobie ciężar perfekcji, może będziesz chciała zerknąć do tych tekstów, w których pisałam, co z tym perfekcyjnym fantem począć:

  2. Niepewność siebie

    Mam nieodparte wrażenie, że najczęściej wątpimy w siebie nie dlatego, że faktycznie brak nam kompetencji czy zdolności, ale dlatego, że pewność siebie rozumiemy na opak.

    O ile nie czujesz się jak zdobywca Mount Everestu i król świata, to własne kompetencje oceniasz dosyć nisko. Wydaje Ci się, że dopóki martwisz się, nie przesypiasz nocy, a ręce Ci się trzęsą, to nie masz prawa nazwać siebie czymkolewiek innym niż bojącym dudkiem. A już na pewno nie pewną siebie osobą.

    Pewność siebie kojarzy Ci się wtedy ze stalowym spokojem, którego nic nie wzruszy i dzięki któremu możesz wszystko. A tak przecież się nie czujesz. I co? – Rezygnacja już wisi w powietrzu.

    Otóż moja droga, znowu zawiało perfekcją. Schodzimy na Ziemię.

    Pewność siebie nie polega na tym, że nie czujesz strachu i bez względu na okoliczności zachowujesz spokój i pokerową twarz.

    Bo pewność siebie to nie uczucie.

    To postawa życiowa, według której dążysz do celów zgodnych z Twoimi wartościami, nawet jeśli trzęsiesz portkami.

    W końcu robisz coś bez gwarancji udanych rezultatów. Nie wiesz co z tego wyjdzie. Masz prawo czuć lęk i nerwację. To całkiem zrozumiałe.

    Więc póki idziesz do przodu – jesteś żywym przykładem pewności siebie. Tej prawdziwej ludzkiej pewności siebie, a nie typu Terminator. Wolno Ci się stresować, denerwować, pocić, obgryzać paznokcie i mieć duszę na ramieniu, a jednocześnie! podejmować pewne siebie decyzje.

    Możesz być człowiekiem, który żyje według swoich wartości. (Mimo że ręce mu się trzęsą.)

  3. Niska tolerancja dyskomfortu

    Co by nie mówić – troszkę nam woda sodowa odbiła do głowy. Chcemy rezultatów:

    spektakularnych, super-duper korzystnych, bezwysiłkowych, i do tego szybko. A jeśli takowe się nie zjawiają, mówimy: „ech, gdyby to było takie łatwe” i czujemy na sobie ciężki oddech rezygnacji. Czy chodzi o dietę, naukę języka, samoakceptację czy choćby regularne czytanie książek – najlepiej, jakby szło szybko łatwo i imponująco.

    Najczęściej jednak, nie idzie tak łatwo i szybko, tylko wymaga wysiłku, systematycznego i cierpliwego. Czym jest systematyczność i cierpliwość? W najgorszym wypadku dyskomfortem. A go można oswoić i to nauczyć się tolerować.

    Jak tego dokonać? Ćwiczenia odraczania gratyfikacji bardzo pomagają.

    Błyskawiczne spełnianie każdego swojego widzimisię prowadzi do chronicznego braku cierpliwości i baaardzo niskiej tolerancji dyskomfortu. W ten sposób rozpuszczasz swój umysł jak furmański bicz.

    Dlatego czasami lepiej powiedzieć „nie” swoim zachciankom, które spokojnie mogą poczekać. Bo w ten sposób uczysz swój umysł samodyscypliny, umiejętności koncentracji, cierpliwości i wytrzymałości. A taki umysł rzadziej rezygnuje i o wiele szybciej staje na nogach, kiedy się chwilowo podda.

    O tym, jak możesz pokonać uczucie dyskomfortu i zwiększyć zaufanie do samego siebie pisałam w tekście „Tolerancja dyskomfortu: jak lepiej znosić to co niespecjalnie Ci się podoba. I jaka z tego płynie korzyść”. A o szczęśliwej strefie dyskomfortu w tekście „Dlaczego korzystasz na tym, kiedy robisz coś niekomfortowego”.


Daj znać, która myśl z tekstu najbardziej Ci się przyda do tego, żeby:

  • nie poddać się tak szybko następnym razem,
  • albo sprawniej się podnieść?

Chcesz się nauczyć, jak podchodzić łagodnie i empatycznie do siebie i do innych?

Zapisz sie do newslettera

i zyskaj dostęp do darmowego mini-kursu
„Jak rozmawiać ze sobą i z innymi, żeby się dogadać, zrozumieć i nie ścigać na argumenty”

2 proste kroki:
Podaj adres email, a następnie kliknij w email potwierdzający, który do Ciebie wyślę :-)

Strona używa plików cookies do prawidłowego funkcjonowania, do celów analitycznych, marketingowych, społecznościowych. Pełna lista cookie wraz z ich opisem znajduje się w Polityce prywatności. Jeżeli wyrażasz zgodę na pliki cookies, kliknij w przycisk „Rozumiem i akceptuję”.

Nie zamykaj tego okna, treść Polityki Prywatności właśnie się wczytuje. Zza chwilkę się tutaj pojawi.