Ciągłe osądzanie siebie, oprócz tego, że uprzykrza życie na każdym kroku, to sprawia też, że widzisz zależności tam, gdzie ich nie ma.
Brudne naczynia w zlewie świadczą jedynie o tym, że jesteś złą matką.
Grypa dowodzi tego, że nie umiesz o siebie zadbać.
Nieprzeczytana Trylogia Sienkiewicza świadczy o Twojej ignorancji.
A łagodne podejście do siebie to dowód na nieudacznictwo (czytaj „luzerstwo”).
Zdarza Ci się rzucić sobie takim uogólnieniem prosto w twarz? Jeśli tak – proszę Cię bardzo, czytaj dalej.
Z tak krytyczną postawą człowiek się nie rodzi. To rzecz nabyta
Przez osądzanie mam na myśli przede wszystkim krytykę siebie, ale także ludzi wokoło, okoliczności, warunków życia i pracy, bliskich i dalszych znajomych, obcych ludzi w autobusie, stron i filmów na internecie oraz wszelakich codziennych przejawów ludzkiego istnienia.
Z tak krytyczną postawą człowiek się nie rodzi. To rzecz nabyta. Najczęściej w warunkach dysfunkcyjnych, czyli – mówiąc delikatnie – niezbyt dla Ciebie zdrowych.
Gdzie nie bierze się za nic odpowiedzialność, a raczej obwinia innych.
Gdzie nie podejmuje się świadomych decyzji, a raczej pozwala, żeby sprawy jakoś tak same się potoczyły, a potem się narzeka na to, co wyszło.
Gdzie nie przyznaje się szczerze do słabości, a raczej robi tajemnice przed całym światem i sąsiadami, a potem widzi się wady u wszystkich w koło.
Gdzie nie mówi się otwarcie o problemach, a raczej zagarnia się wszystko pod dywan, aż człowiek w końcu wybucha ze złości i obraża kogokolwiek popadnie.
Gdzie nie jest się wdzięcznym za to, co się ma, a raczej ciągle podkreśla, jak wiele jeszcze brakuje.
Gdzie nie bierze się spraw w swoje ręce, a raczej narzeka na wszystko.
Dziecko, które przebywa w takim środowisku, uczy się krytyki bardzo szybko. A jeszcze szybciej uczy się samokrytyki. Poczucie niewystarczalności wchodzi mu w krew i nawyk. Pierwszą osobą, którą obarczy za to wszystko winą, jest on sam.
A dowody na prawdziwość samokrytycznych oskarżeń?
To już drobiazg. Dla tak obcykanego z krytyką umysłu wszystko może się wydać wystarczająco racjonalnym uzasadnieniem samokrytycznych tez.
Na przykład niepozmywane naczynia – zaskakujące, ale mogą służyć za dowód rzeczowy w wielu autooskarżeniach. Np. dowodzą tego, że nie umiesz zorganizować sobie pracy, wykształcenia i całego życia. „No bo przecież, skoro nie potrafię zaprowadzić porządku w swojej kuchni, to niby jak mogę to zrobić w swojej karierze i życiu?” – brzmi wniosek łączący kropki, które ze sobą się nijak nie łączą.
Albo dajmy na to wrażliwość – staje się dowodem na to, że „to dziecko sobie w życiu nie poradzi, bo nie umie się przepychać łokciami, nie jest przebojowe”. I znowu kropki źle połączone. Tak jakby „przepychanie się łokciami i przebojowość” znaczyło to samo co poczucie własnej wartości, asertywność, albo odpowiedzialność za swoje decyzje.
Weźmy teraz jeszcze większy kaliber, czyli łagodne traktowanie samego siebie. Bo niby z czym innym to złączyć, jak nie ze słabością, luzerstwem, czyli nieudacznictwem. Cyk, myk i kolejne kropki, które nie mają ze sobą nic wspólnego – połączone.
Zbyt duże uogólnienia mogą Ci wyjść bokiem
Kiedyś w podstawówce jedna z moich nauczycielek, patrząc na dziennik mojej klasy, który z jakichś powodów był wyjątkowo wyświechtany, zawsze powtarzała: „jaki dziennik, taka klasa”.
Kiedy to słyszałam, pojawiał mi się sprzeciw w głowie – no nie, to nie ma sensu i się nie łączy. No bo i nie łączyło, o czym świadczyła choćby średnia mojej klasy, albo zwyczajne rozsądne logiczne rozumowanie. A jedyne, o czym świadczyło, to może o jakości wykonania, lub tym, że może któremuś z nauczycieli kiedyś wypadł z ręki. Tyle. Nic więcej.
Podobnie jest z Tobą. Na podstawie jednorazowych przypadków, kiedy coś przypaliłaś, stłukłeś, przegapiłaś, zaspałeś albo nie dopatrzyłaś – nie wyciągaj od razu bardzo dalekich wniosków i nie układaj definicji na temat całego swojego życia.
Takie uogólnianie, nie dość, że nie jest logiczne, to potrafi wyrządzić Ci krzywdę, sprawić przykrość i co więcej! – odebrać motywację do tego, żebyś pozmywał w końcu te talerze, albo żebyś podjęła kluczową dla Ciebie decyzję.
Kiedy łączysz niespokrewnione ze sobą fakty, przy okazji możesz podciąć sobie skrzydła i podstawić sobie własną nogę.
Pomyśl czy aby na pewno kropki, które właśnie połączyłaś, mają ze sobą cokolwiek wspólnego
Wygląd dziennika nie mówi nic o uczniach spisanych w nim z imienia i nazwiska. Czystość Twoich szafek nie jest dowodem na Twoją przedsiębiorczość, kreatywność albo jakość Twoich relacji z dzieckiem. Jedna cecha charakteru nie determinuje całej Twojej przyszłości. Jeden błąd nie przekreśla Twojego talentu.
Takie wnioski to jedynie relikt Twojej przeszłości, albo zbyt proste łączenie faktów, żeby było prawdziwe. Łączenie faktów, które ze sobą się nie łączą, pozbawia Ciebie motywacji do działania, odbiera Ci siły i prowokuje brutalną samokrytykę.
Dlatego zastanów się, czy nie wyciągasz zbyt daleko idących wniosków na podstawie przypalonych garnków albo krzywo zaparkowanego samochodu. Czy nie oceniasz siebie zbyt ostro?
Jeśli tak jest, zatrzymaj się na moment. Odetchnij głęboko. I pomyśl: czy kropki, które właśnie połączyłeś na pewno mają ze sobą cokolwiek wspólnego? Jak po takim połączeniu kropek się czujesz? Co o sobie myślisz? I jak to na Ciebie wpływa?
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)