Sporo roboty, prawda?
Jeśli myślisz, że z Twoją pracą, pasją, związkiem, rozwojem osobistym jest diametralnie inaczej – mylisz się.
Jeśli myślisz, że stosunek Twojego piachu do Twojego złota wynosi 3 tony do 3 ton – mylisz się.
Jeśli myślisz, że wystarczy robić to, na co akurat teraz masz ochotę, albo to, co Ci się podoba, co idzie gładko, daje frajdę i jest przyjemne – mylisz się.
Jeśli myślisz, że empatia do siebie samego zezwoli Ci na folgowanie swojemu lenistwu i chwilowym zachciankom – tu też się mylisz.
I jeśli myślisz, że autoempatia nie jest dla Ciebie, a zamiast niej wolisz poszukać innego, bardziej efektownego sposobu na szczęśliwe życie – także i tutaj nie masz racji.
Takie pomyłki mogą mieć wiele nieprzyjemnych dla Ciebie i Twojego otoczenia konsekwencji. Frustracja, zagubienie, prokrastynacja, postępujące rozleniwienie i notoryczne zaczynanie i nie-kończenie.
Jak się przed tą pułapką ustrzec? Czytaj dalej, a dowiesz się :-)
Powoli, trudno i nie zawsze przyjemnie
Współczesny świat przyzwyczaił nas do oczekiwania, że ma być szybko, łatwo i przyjemnie. Szybkie jedzenie, szybkie łącze, szybki kredyt, szybki kurs angielskiego, itd.
Miłość od pierwszego wejrzenia od razu przechodzi do „żyli długo i szczęśliwie” – oto przepis na udany związek. Wtedy wydaje się, że na tonę złota przypadają 3 gramy piachu. A jeśli tak nie jest – to znaczy, że coś robimy nie tak.
Sęk w tym, że jeśli chcesz osiągnąć coś wartościowego, to w dużej mierze przychodzi to powoli, trudno i nie zawsze przyjemnie. Przynajmniej na wstępie (który potrafi się ciągnąć zadziwiająco długo).
Poświęć minutkę i zastanów się w jakich okolicznościach rodził się Twój:
- najbardziej udany związek z drugą osobą,
- najbardziej atrakcyjny projekt w pracy,
- najlepsza kondycja fizyczna, jaką osiągnąłeś w życiu,
- najciekawszy pomysł, w temacie którym się pasjonujesz,
- najmądrzejsza lekcja życiowa, której się nauczyłeś.
Czy wsypałeś proszek do szklanki, zalałeś wrzątkiem i gotowe? Nie.
Dyscyplina albo żal – wybór należy do Ciebie
Wysoce wartościowe i udane przedsięwzięcia wymagały od Ciebie setek godzin przemyśleń, niełatwych rozmów, pracy z nosem w książkach, ćwiczeń, gromadzenia ogromnej wiedzy, przejścia przez cieżkie doświadczenia.
Dużo piasku dla kilku gramów złota.
I częściej, niż jesteś gotowy przyznać, miałeś ochotę:
rzucić to wszystko w cholerę i cofnąć się do punktu wyjścia, trzasnąć drzwiami i wyjść,
zasnąć nad książką napisaną tak ciężkim żargonem, że z czasem zacząłeś wątpić, czy sam autor wiedział o czym pisze,
wtulić się w poduszkę, zarzucić kołdrę na głowę i spać do południa, albo po prostu poddać się.
Ze stosunku ilości piasku do złota wynika, że większość życia to wysiłek. Od każdej komórki Twojego ciała, po każdą decyzję, którą podejmiesz – wszystko opiera się na wysiłku.
A jeśli wydaje Ci się, że znalazłeś lukę w tym odwiecznym prawie natury i podejmujesz decyzje, za które nikt Ci nie wystawia rachunków – znowu się mylisz.
Jak to ujął Jim Rohn: są dwa rodzaje bólu przez który przejdziesz w życiu – ból dyscypliny albo ból żalu.
Ale dodał jeszcze, że dyscyplina boli mniej niż żal.
Inaczej mówiąc, brak decyzji (by się wysilić), to nadal decyzja. Której, pomimo że dziś smakuje słodko jak cukierek, najprawdopodobniej będziesz żałował później (jak próchnicy zębów i nadwagi.)
Zapomnij o przywilejach, wstań i idź do pracy
Wyobraź sobie, że patrzysz na złoto – ale tym razem przewieszone na szyi sportowca. Właśnie odbiera gratulacje i kwiaty za pierwsze miejsce. Myślisz sobie: „to dopiero talent”. Ewentualnie: „ale miał chłopak szczęście”. Lub cynicznie: „nie zasłużył, pewnie coś brał, albo wszystko było ustawione”.
No więc znowu Ci powiem to, co dziś mówię dość często – mylisz się. Mówisz tak, żeby przysłonić jego wysiłek, codzienne treningi, wyrzeczenia i mocno wyćwiczoną siłę woli.
Bo w przeciwieństwie do talentu, wysiłek to coś, co dotyczy każdego z nas, Ciebie też. Wybija Ci to z ręki argument: „ja tak nie mogę, bo nie mam talentu / znajomości / weny”.
Ty. Ja. Każdy z nas może. Może nastawić budzik, może włożyć buty do biegania, może wypożyczyć książkę z biblioteki, może dokształcić się, wyćwiczyć, nauczyć się czegoś nowego. I talent, specjalne znajomości, wena twórcza, inspiracja z niebios, czy inne przywileje nie są tu potrzebne (no, chyba że jako „mocna” wymówka).
Stephen King powiedział, że amatorzy siedzą i czekają na inspirację, reszta po prostu wstaje i idzie do pracy. (Zaciekawionych relacją inspiracja-działanie odsyłam do mojego tekstu, pt. „Jak w 10 minut sprawić, żeby ci się chciało (tak jak ci się nie chce)”.
Najlepszy przyjaciel
„No dobra” – pomyślisz – „powiedziałaś mi, że ciągle się mylę, że źle myślę – a gdzie tu autoempatia? Przyjazny stosunek do siebie samego, o którym tak często piszesz?”
Całkiem słuszne pytanie, dlatego już odpowiadam: Wszędzie. W każdym słowie.
No bo zobacz, kiedy utkniesz w domu, zajadając czipsy ziemniaczane i zanurzając się w grę online, bo nie możesz znaleźć nowej pracy, Twój najlepszy przyjaciel nie przyniesie Ci nowej gry i zapasu czipsów. Zjawi się z maszynką do golenia, laptopem i dopracuje z Tobą Twoje CV, żeby prezentowało się atrakcyjnie.
I nie będzie chciał słuchać, jak bardzo Ci się nie chce. Jak smaczne są czipsy i że właśnie osiągnąłeś kolejny poziom w grze. W zamian wygoni Cię pod prysznic, otworzy okna i laptopa. Po czym pomoże dopracować Twój plan działania na chwilę obecną.
Dlaczego? Bo najlepszy przyjaciel to ktoś, kto powie Ci prawdę nawet wtedy, kiedy nie chcesz jej usłyszeć.
I oczywiście, możesz siedzieć i czekać na takiego przyjaciela. Może i się doczekasz. A przy okazji może weźmie ze sobą wenę twórczą, ochotę, a któż to wie, może i sztabkę złota w prezencie specjalnie dla Ciebie.
Ale póki co, o wiele lepiej na tym wyjdziesz, jeśli sam siebie zaczniesz traktować jak najlepszego przyjaciela.
Autoemaptii odsłona kolejna
Do tej pory pisałam o tym, że autoempatia to łagodne traktowanie siebie, bycie dla siebie miłym i troskliwym. (Na przykład w tekście „Jak przestać być dla siebie wrogiem. 5 korzyści z praktykowania autoempatii” albo tutaj: „Jak poprawić poczucie własnej wartości? – Rzecz najważniejsza: zastąpić je autoempatią”) Czy dzisiejszy tekst jest tych tez zaprzeczeniem?
Absolutnie nie. Jest ich kontynuacją i potwierdzeniem.
Bo jako swój najlepszy przyjaciel nie pobłażasz sobie, ale dokonujesz wyborów też tych mniej łatwych i mniej przyjemnych. I trzymasz siebie za słowo. Dlaczego? Bo wiesz, że na dłuższą metę – to dla Ciebie pomocne.
- Intensywna praca, jeśli chcesz doprowadzić swój projekt do końca.
- Trudna rozmowa, jeśli chcesz rozwiązać konflikt.
- Wyczerpujący trening, jeśli chcesz budować swoje zdrowie.
- Pilna nauka, jeśli chcesz się rozwijać.
Innymi słowy: przekopanie 3 ton piachu jeśli chcesz znaleźć złoto
To wszystko nie jest łatwe i nie zawsze masz na to ochotę, ale z pewnością jest to dla Ciebie pomocne. Pomaga zbudować zdrowie, mądrość i szczęście. O czym jako swój najlepszy przyjaciel dobrze wiesz. Dlatego właśnie wtedy, kiedy trzeba, zakasujesz rękawy, rozwiewasz opary wymówek i najzwyczajniej w świecie – zaganiasz siebie do pracy.
W ten sposób nie stajesz się swoim wrogiem. Ale przyjacielem najlepszego sortu. Kimś, kto pomaga w poszukiwaniu Twojego złota. Co więcej, z takim przyjacielem przesiewanie piasku przestaje być przykrą męczarnią, a staje się świadomą inwestycją w siebie.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)