Mniej więcej takimi słowami, jedna z moich stałych czytelniczek opowiedziała mi w swoim mailu, co aktualnie u niej słychać. (Aga, pozdrawiaki!)
Odpisałam jej, że baardzo podoba mi się jej „powoli, powoli”. Dlaczego?
Bo szybko to można zmienić kolor ścian w kuchni. Natomiast jeśli chodzi o zmianę perspektywy, przez którą patrzysz na siebie i cały swój świat – to akurat będzie następowało powoli. Twoim własnym, naturalnym tempem.
I wiesz co? Tym lepiej dla Ciebie!
Rozwój to nie wyścig a podróż
Jeśli włączasz stoper i rozwijasz się na „trzy-czery, start!”, to z ciężkim sercem, ale muszę Ci powiedzieć, że chyba pomyliłaś pracę nad sobą z wyścigami chartów afgańskich.
To pierwsze to podróż. Drugie to wyścig. Nie odwrotnie.
Dlaczego to takie ważne, żebyś nie myliła tych dwóch zagadnień? Dlatego, że za taką pomyłkę trzeba zapłacić:
- porównywaniem się do innych,
- popędzaniem siebie ,
- stresowaniem się: „co to tak wolno wszystko idzie?!”,
- frustracją, że zmiany nie przychodzą łatwo, albo nie przynoszą odpowiednich efektów,
- myślami nad porzuceniem całego pomysłu pt. „zrobię coś ze swoim życiem”,
- powtarzaniem sobie: „latka lecą”, „szybko! nie ma czasu!”, „powinnam już…”
Zabrzmiało zbyt znajomo? To znak, że czas na małą powtórkę z definicji:
- Kiedy się ścigasz: mierzysz na czas, biegniesz do mety jakby się paliło, wygrywasz lub przegrywasz.
- Kiedy wyruszasz w podróż: wyrzucasz zegarek, meta albo nie istnieje, albo nie jest celem samym w sobie, nie da się podróży przegrać ani wygrać, bo nie po to w nią wyruszasz.
Rozwój (jakkolwiek go rozumiesz) to zdecydowanie podróż. Nie startujesz w nim na czas. Nie szukasz też w nim mety – bo to jedna z tych podróży, która nigdy się nie kończy. Nikt tutaj nie przydziela punktów, nie rozdaje medali. Nie stajesz na podium, a w tle nie rozbrzmiewa Twój hymn narodowy.
Dlatego odłóż stoper i przestań mierzyć swój czas i popędzać siebie jak konia wyścigowego. Zwolnij tempo (tak, wiem, obeszły Cię dreszcze), weź głęboki oddech i wydaj sobie oficjalne pozwolenie na podróż wgłąb siebie. Powoli. Twoim naturalnym tempem.
A jeśli nadal masz wątpliwości (a zapewne masz), to przemyśl tych kilka punktów:
To musi potrwać
Zdarzają się przypadki nagłego olśnienia – w to nie nie wątpię i nie podważam tego ani nie krytykuję. Przypuszczam jednak, że mają one miejsce raz na milion.
Jednak jeśli chodzi o mnie oraz 999 998 pozostałych osób: rozwój musi potrwać. A przyczyna tego jest prosta: w końcu mówimy tutaj o potężnej zmianie (jeśli podchodzisz do niej szczerze). O rozwoju! O pogłębianiu świadomości, poszerzaniu horyzontów, zrzucaniu ograniczeń, wyrażaniu autentyczności, dojrzewaniu emocji i polubieniu siebie!
Tylko mi nie mów, że jesteś w stanie ogarnąć temat w jeden wieczór. Ja na pewno nie, moja czytelniczka też nie, a razem z nami 999 997 innych rozwijających się w swoim tempie osób.
Uszanuj swoje własne tempo
Chcesz, choćby na chwilę poczuć, jak to jest autentycznie zatroszczyć się o siebie? – jest na to jeden niezawodny sposób: DAJ SOBIE CZAS.
Nie popychaj, nie popędzaj i nie przymuszaj siebie do rozwoju. Uszanuj swoje własne tempo. Daj sobie pozwolenie na bycie tym, kim autentycznie jesteś. Być może jesteś wrażliwcem, który wszystko przeżywa dwa razy mocniej i 10 razy dłużej? Być może introwertykiem, który nie przepada za współzawodnictwem i funkcjonuje znacznie gorzej w atmosferze wyścigu. Nie odliczaj swoich lat, miesięcy ani tygodni. I natychmiast skończ z największym przestępstwem, jakiego możesz na sobie dokonać, czyli z myślami pt. „powinnam już mieć/być/robić/żyć … (tak a siak)”.
Spróbuj. Pozwól sobie na to. Choćby na jeden dzień daj sobie czas, a zauważysz, że zadzieje się coś niesamowitego – im mniej będziesz siebie poganiać, tym szybciej się będziesz się rozwijać.
Jest czas przywyknąć
Zwycięscy loterii bardzo często tak intensywnie celebrują swoją wygraną, że potrafią przecelebrować całą kwotę i wrócić do punktu wyjścia. Na to oczywiście składa się kilka czynników, ale jednym z nich jest czas.
Kiedy zarabiasz coraz więcej i konsekwencje odkładasz grosik go grosika – stajesz się milionerem. Proces ten trwa zazwyczaj wiele lat, dlatego masz sporo czasu, żeby krok po kroku zmieniać swoją mentalność. Twój stan konta rośnie, a razem z nim przekonanie „zasługuję na to”, wiedza o zarządzaniu pieniędzmi, oraz umiejętności z tym związane.
Pieniądze, pozytywna energia, wyższa świadomość – one wszystkie działa na podobnych zasadach:
Kiedy spadają na Ciebie w szybkim tempie – mogą Cię przygnieść do ziemi tak, że nie pozbierasz się z tej radości.
Natomiast kiedy stawiasz krok za kroczkiem, masz czas przywyknąć do nowego. To Cię nie przytłoczy. Nie będziesz zatem miała wewnętrznego odruchu, żeby owo „szczęście” od siebie odepchnąć jak najdalej.
Rozwój to kłębek drutu a nie linia prosta
Jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz, którą warto wziąć sobie do serca: rozwój to nie jest linia prosta. Ani strzała, która leci bezbłędnie do celu.
Ok, ok, rozumiem, nie słyszysz tego po raz pierwszy, jasne. Ale czy aby na pewno powtarzasz to sobie dokładnie wtedy, kiedy zaliczasz krok w tył? Takie momenty najbardziej pokazują, że jeśli do czegokolwiek by porównać rozwój, to szybciej do kłębka drutu niż do linii prostej.
Poplątane to to, i czasami wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Robisz krok na przód i myślisz, że jesteś królem świata, a następnego zaliczasz dwa w tył. Tak po prostu jest. Bez względu jak bardzo się starasz. I nie świadczy to o tym, że sobie nie radzisz albo że robisz coś źle. To świadczy tylko o tym, że nieustannie stawiasz kroki i nie stoisz w miejscu.
Szybkie tempo czasami przypomina ucieczkę
Odkryta prawda o sobie albo zmiana stylu życia – to nie są zawsze super przyjemne doświadczenia ani tematy. Dowiadujesz się coraz to nowych rzeczy o sobie, i to nie tylko takich, które chcesz zobaczyć i obnosić z dumą. Praca nad sobą i zmiany jej towarzyszące mogą Cię czasami zaskoczyć i to w niemiły sposób.
Wtedy może Cię kusić, żeby podkręcić tempo i przeskoczyć o kilka kroków do przodu, żeby stanąć na bardziej stabilnym gruncie. W ten sposób jednak nic nie zmienisz i nic nie rozwiniesz. A zdaje się, że nie o to Tobie chodziło.
Powoli znaczy autentycznie
Zastanówmy się przez chwilę nad presją tempa rozwoju (czyli “szybko! szybko!”). Czy na pewno lubisz siebie popędzać? Czy daje Ci cokolwiek pozytywnego to pospieszanie? Dobrze się czujesz, kiedy tak robisz?
Wcale Ci się nie zdziwię, jeśli dojdziesz do wniosku że nie. Dlatego że ta presja przyszła do Ciebie z zewnątrz, tak jak i wszelkie inne sprawy, które zaczynasz od „powinnam”. Kultura, rodzina, szkoła, dzieciństwo i wiele innych sytuacji i ludzi siedzą w Twojej głowie i ciągle Cię popędzają. Zaś kiedy zwalniasz tempo, przestajesz się słuchać tych powinności, dochodzi do głosu Twoje prawdziwe ja.
I wtedy rozwijasz się tak jak Ty tego potrzebujesz i tak jak Ty ustaliłaś, że będzie najlepiej. Tempo dopasowane tylko do Ciebie, jak sukienka od krawca – to tempo, które Ci najbardziej służy.
Zostaw komentarz, co o tym sądzisz i jakie tempo Ty sobie narzucasz w swoim rozwoju osobistym? I czy przypadkiem nie skorzystasz na tym bardziej, jeśli trochę zwolnisz?