- Zaniedbujesz siebie wtedy, kiedy jedyne, co sobie serwujesz, to dyskomfort.
- A także wtedy, kiedy jedyne, co sobie gwarantujesz, to tylko komfort.
Jedno i drugie to zaniedbanie siebie.
Spójrzmy na pierwszy typ, bardziej oczywisty
Zaniedbanie często kojarzymy z brakiem czegoś ważnego. Coś nie zaistniało, a powinno było. I tak możemy zaniedbać siebie, bo nie dajemy, nie okazujemy sobie czegoś, co powinniśmy okazywać. Stwarzając sobie w ten sposób okoliczności przepełnione dyskomfortem.
A jeżeli jedyne, czego codziennie sobie dostarczasz, to psychologiczny dyskomfort, może to oznaczać, że zaniedbujesz swoje potrzeby: potrzebę ciepła, wsparcia, i wiele, wiele innych.
Jak to może wyglądać?
samokrytyka,
obwinianie siebie,
niewiara w swoje możliwości,
przypisywanie sobie jedynie trudnych i niechcianych cech,
tłumienie swoich emocji (więcej na ten temat: „Przestań tłumić w sobie emocje – krótki poradnik dla chronicznie miłych”),
zbyt duże zaufanie do swoich emocji - (Więcej na ten temat: „Jesteś osobą wrażliwą? – lepiej na tym wyjdziesz, jeśli nie zawsze będziesz kierować się sercem”)
wiara w każdą myśl, jaka tylko przyjdzie do głowy,
bagatelizowanie swoich mocnych stron („Dlaczego bagatelizujesz swoje mocne strony – 5 powodów”)
Zbierz taką składankę hitów do kupy i masz, gotowe, dyskomfort jak się patrzy. Żyje się z nim dosyć trudno.
A teraz przejdźmy do typu drugiego, mniej oczywistego
Przeważnie, kiedy mówimy „zaniedbanie”, to mamy na myśli brak czegoś. Brak wsparcia, empatii, czy brak serca do kogoś lub do siebie. I owszem, tak zaniedbanie wygląda. Jednak nie zawsze i nie tylko.
Czasami zaniedbać siebie można na całkowicie przeciwny sposób.
Być może w przeciwieństwie do pierwszego typu, który zapewnia sobie codzienną i dużą dawkę dyskomfortu, Ty, jedyny cel, jaki obrałaś w swojej codzienności, to komfort i tylko komfort.
Jak to może wyglądać?
unikanie trudnych tematów,
zaprzeczanie trudnym faktom,
toksyczna pozytywność „jestem wspaniały”, „zawsze wszystko mi służy”, „same dobre wibracje” itp.,
obwinianie innych za wszystko (Warte przemyślenia - „Czy jesteś odpowiedzialny za swoje nieszczęście?”),
zarzucenie swojego rozwoju,
zarzucenie swoich hobby,
przedwczesna rezygnacja z planów (zanim w ogóle spróbujesz!),
częste używanie „gdyby to było takie proste” (Tu pomocny może okazać się tekst „Jak zamienić „gdyby tylko to było takie proste” w pomocne i proaktywne podejście do wyzwań”).
No dobra, to więc jak o siebie zadbać?
Gdzieś po środku. I od razu sobie powiedzmy: nie idealnie, perfekcyjnie po środku, ale pi razy drzwi, mniej więcej po środku.
Czasami ten środek uda się złapać lepiej, a czasami gorzej. Normalna rzecz. Hej! Czasami w ogóle nie uda Ci się go złapać. Nic nie szkodzi. Norma. Przecież nie w perfekcji cały szkopuł, tylko w umiejętności ciągłego balansowania, dokonywania wyborów, łapania tej równowagi która ciągle chce się wyślizgnąć z rąk niczym zając.
Ale jak namierzyć ów środek, bez zbędnej perfekcji? Znajduje się on gdzieś pomiędzy silną wolą, a poddaniem się biegowi wydarzeń.
Czyli:
Wierzysz w siebie, wspierasz siebie, wyznaczasz swoje cele i starasz się je realizować. I JEDNOCZEŚNIE nie wymagasz od siebie możesz
wszystko ści, wiesz, że masz ograniczenia i akceptujesz je Rozpoznajesz swoje błędne posunięcia, interesujesz się nimi, poprawiasz to, co możesz poprawić. I JEDNOCZEŚNIE nie biczujesz siebie za każdy błąd, nie umniejszasz swojej wartości za swoją omylność.
Przyjmujesz do wiadomości fakt, że jest wiele rzeczy, które zależą od Ciebie i których możesz dokonać, nawet jeśli robi się ciężko. I JEDNOCZEŚNIE przyjmujesz do wiadomości fakt, że jest wiele rzeczy, które nie zależą od Ciebie i których nie możesz dokonać, nawet jeśli bardzo tego chcesz.
Wiele rzeczy robisz sama. I JEDNOCZEŚNIE często współpracujesz z innymi.
Uczysz się, rozwijasz, czytasz mądre książki. I JEDNOCZEŚNIE nie robisz tego na czas, na ilość i dajesz sobie czas na to, żeby wiedza przesiąknęła Twój umysł.
Poznajesz siebie, rozmyślasz o sobie, piszesz, mówisz, otwierasz się. I JEDNOCZEŚNIE nie poddajesz się, nie atakujesz siebie, ale pomagasz sobie wtedy, kiedy odkrywasz trudną prawdę na swój temat.
Wyznaczasz sobie zdrową rutynę i samodyscyplinę. I JEDNOCZEŚNIE nie katujesz siebie perfekcją i tolerujesz margines własnego błędu.
Przypisujesz sobie odpowiedzialność za swoje decyzje. I JEDNOCZEŚNIE nie obwiniasz siebie za wszelkie zło, jakie Cię spotkało.
Dajesz pomoc, wsparcie, ciepło. I JEDNOCZEŚNIE przyjmujesz pomoc, wsparcie, ciepło.
Wiesz, że szukanie środka jest możliwe, dlatego starasz się szukać równowagi. I JEDNOCZEŚNIE nie wymagasz od siebie tego w 100%, pozwalasz sobie czasami stracić równowagę.
Rozwijasz się. I JEDNOCZEŚNIE dajesz sobie spokój.
Tak wygląda dbanie o siebie. Jasne, nie jest to łatwe jak kąpiel z bulbonkami, jednak da się zrobić. Może nie w 100%, nie idealnie, ale wystarczająco dobrze.
Trudność nie tyle polega w logistycznym przygotowaniu, czy w opanowaniu tych umiejętności, ale w wytrzymaniu napięcia, jakie rodzi się między komfortem a dyskomfortem. Bo dopiero hybryda jednego z drugim faktycznie rozwija i dba o Twoje potrzeby.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)