Ok. To teraz możemy iść dalej z tematem :-)
Po pierwsze – przestań mylić zasługiwanie ze swoimi potrzebami
Jeśli powtarzasz sobie, nawet mimowolnie: „nie zasługuję na ciepło, dobro, wsparcie, spokój, komfort czy choćby ładny kubek w kropki, to znaczy, że w Twoje myślenie wkradł się pewien istotny błąd (spokojnie, nie tylko w Twoje, nie jesteś sam, też przez wiele lat nosiłam ten błąd w sobie – co mi skutecznie utrudniało życie).
No więc, błąd ten polega na tym, że:
Myli Ci się zasługiwanie na coś z potrzebami.
Bo zasługiwanie na coś to wartościowy rezultat czyjegoś działania. Na przykład: wynegocjowałeś niższą cenę za samochód w komisie, zorganizowałeś wycieczkę po swojej firmie dla całej klasy syna albo założyłeś miasto Zamość. (Tu akurat wiemy, że to nie Ty tylko Jan Zamoyski.)
I kiedy już tak się zasłużysz swoją zasługą, to wtedy zasługujesz na: uznanie, szacunek albo kwartalną premię.
Natomiast coś, co jest Ci konieczne, niezbędne i potrzebne do normalnego życia, to nie jest coś, na co możesz zasłużyć. To jest Twoja potrzeba.
Możesz na przykład potrzebować skorzystać z toalety, zjeść obiad, wyspać się, przytulić się do kogoś, poczuć akceptację, wparcie albo miłość. Nie musisz nic robić, oprócz bycia człowiekiem, żeby mieć różne potrzeby. Z nimi się po prostu rodzisz – jak każdy inny człowiek na Ziemi.
Więc kiedy mówisz do siebie: „nie zasługuję na wsparcie, komfort, ciepło i kubek”, to tak naprawdę masz na myśli swoje potrzeby. A jedyne, co robisz tym nieszczęsnym stwierdzeniem, to odbierasz sobie do nich prawo.
Czyli mówisz do siebie „nie mam prawa potrzebować wparcia, miłości czy kubka. Nie jestem na tyle ważny, nie liczę się na tyle, żeby to prawo mieć.”
Więc jeśli w Twojej głowie krąży „nie zasługuję”, to nazwij rzecz po imieniu (to bardzo pomaga) i powiedz sobie: „nie mam prawa potrzebować…”. Bo to właśnie ma owo „nie zasługuję” znaczyć.
Skąd to się bierze i co z tym zrobić dalej? O tym poniżej.
Po drugie – Twoje potrzeby są ważne, niezależnie od tego czy są zaspokajane czy nie
No dobra, czyli mamy jasność – mówimy o potrzebach (miłości, bezpieczeństwa) a nie o zasługiwaniu na coś.
Kiedy czujesz jakąś potrzebę, to znaczy, że czegoś Ci brakuje. Na przykład kiedy czujesz potrzebę popicia wody – to pewnie oznacza, że nie piłeś nic od dwóch godzin albo dwóch dni (miejmy nadzieję że to pierwsze).
I ten brak motywuje Cię do sięgnięcia po herbatę, czyli popycha Ciebie do działania, którym zaspokajasz swoją potrzebę. Pijesz, zaspokajasz i wszyscy zadowoleni.
Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy nie jesteś w stanie sam zaspokoić swoich potrzeb. I to nawet tych najbardziej podstawowych – czym między innymi charakteryzuje się okres dzieciństwa. Jako dziecko nie jesteś w stanie zaspokoić swoich, nawet podstawowych potrzeb samodzielnie, bo jesteś po prostu na to za małym kajtkiem.
Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy jako dziecko zaczynasz się rozwijać, a Twoje potrzeby rozwijają się razem z Tobą. I oprócz picia, jedzenia i ciepłej piżamki, zaczynasz potrzebować wsparcia, zrozumienia, wysłuchania, docenienia Twojej oryginalności, zaakceptowania tego, kim autentycznie jesteś.
Tu zaczynają się schody dla Twoich opiekunów (bo to przecież nie zawsze muszą być rodzice.) Nie wszyscy dorośli potrafią poruszać się płynnie w temacie odczytywania i zaspokajania potrzeb, nawet tych własnych. A tym bardziej innych ludzi – w tym przypadku potrzeb własnych dzieci.
Z różnych przyczyn (najczęściej godnych jedynie współczucia i empatii) nie potrafili ani zauważyć, że czegoś potrzebujesz, a tym bardziej zadbać o to, żeby Ci tę potrzebę wypełnić miłością, wsparciem, poczuciem bezpieczeństwa albo śmiesznym kubkiem w kropki.
I bardzo możliwe, że wtedy w Twojej głowie wykluł się pewien nieciekawy i nieprawdziwy wniosek: „Skoro oni nie zajmują się moimi potrzebami, to pewnie mają jakiś powód. Może robią to dlatego, że nic nie znaczę, jestem bezwartościowy i nie liczę się.” (Co pokrętnie jest nazywane w skrócie: „nie zasługuję”.) No bo w końcu są dorosłymi, więc na pewno wiedzą co robią – w domyśle.
No i to kolejna pomyłka, w dodatku bardzo bolesna i kosztowna. Nie marnujmy ani sekundki, żeby ją naprostować.
Otóż Twoje potrzeby to rzecz święta. Są nietykalne, niezbywalne i tylko Twoje. Nie musisz na nie pracować, udowadniać ich istnienia ani ważności. Rodzisz się z nimi i masz do nich prawo tylko dlatego, że jesteś na tej planecie.
Czyli mamy jeden zbiór elementów, którymi są Twoje potrzeby. Natomiast zupełnie innym zbiorem, odmienną kwestią jest to, czy Twoi opiekunowie potrafili Twoje potrzeby zaspokoić czy nie. Te dwa zbiory istnieją niezależne od siebie.
Czasami mogą na siebie zachodzić i mają część wspólną – i to będą potrzeby, które masz i które zarazem zostały zaspokojone. U niektórych (szczęściarze!) ta część wspólna będzie baardzo duża, a u innych (czyli większości z nas) będzie średnia, albo średnio mała.
To, że posiadasz potrzeby, a to, czy zostały one zaspokojone – to dwie różne sprawy. I jeśli myślisz, że skoro Twoi rodzice (dziadkowie, ciocie, nauczyciele i inni dorośli) nie potrafili zaspokoić Twoich potrzeb, to teraz nie masz do nich prawa – popełniasz błąd myślowy. Łączysz dwa odrębne zbiory w jeden. Odseparuj je, a zobaczysz, że z czasem będziesz rzadziej do siebie mówił „nie zasługuję".
Po trzecie – nie szukaj zaspokojenia swoich potrzeb tam, gdzie nigdy ich nie znalazłeś, poszukaj gdzie indziej
No i ostatnia kwestia. Dosyć bolesna. Ale konieczna.
Nie szukaj zaspokojenia swoich potrzeb tam, gdzie od dawna nie możesz ich znaleźć. Po prostu nie można robić w kółko tego samego i oczekiwać innych rezultatów.
Jeśli nie dostałeś i nadal nie dostajesz wsparcia, ciepła czy zwyczajnej życzliwości od strony kogoś bliskiego – to lepiej poszukaj gdzie indziej. Najwidoczniej ta osoba nie jest w stanie Ci tego zagwarantować. Bo gdyby była, to najprawdopodobniej zrobiłaby to już dawno temu.
Poszukaj gdzie indziej. Zwłaszcza dziś, kiedy już jako dorosły rozumiesz i potrafisz o wiele więcej niż dziecko.
Poznaj swoje potrzeby. Nazwij je po imieniu. Powtórz sobie jakieś sto lub dwieście razy, że potrzeby to nie to samo co zasługiwanie na coś. Że masz do nich pełne prawo bez względu na to, czy były kiedyś zaspokajane, czy nie. No i zabierz się za ich zaspokajanie. Powoli. Krok po kroczku. Na tyle, na ile dziś dasz radę.
To o wiele zdrowsza strategia niż liczenie na akceptację, bezpieczeństwo (albo kubek w kropki) od kogoś, kto nie jest w stanie Ci tego wszystkiego dać.
A ponad wszystko, na dobry początek i zanim dostaniesz coś od innych – sam sobie podaruj tyle wsparcia, miłości, akceptacji, dobra, ciepła, wyrozumiałości, cierpliwości, ile podpowiadają Ci Twoje potrzeby. No i dorzuć do tego jeszcze ten kubek. A co tam, raz się żyje! ;-)
Znasz kogoś, kto może na tym tekście skorzystać? – udostępnij go.