Wytapetuj sobie tym ścianę w kuchni, wytatuuj na przedramieniu, napisz w notatniku, zapisz w komórce i wracaj do tej listy jak najczęściej. A zwłaszcza kiedy zaczynasz w siebie wątpić i myśleć, że bardzo dużo Ci brakuje do szczęścia.
Gotowa? Oto i one.
Nawet gdybyś bardzo długo szukała, to wierz mi, nie znajdziesz żadnego rozsądnego powodu, dla którego powinnaś (lub musisz):
- Być lubiana przez wszystkich.
- Uśmiechać się i robić dobrą minę do złej gry.
- Pytać wszystkich, czy dobrze myślisz i robisz.
- Ścigać i porównywać się z innymi.
- Zawsze mieć w zanadrzu jakąś błyskotliwą ripostę.
- Planować każdy swój krok i kontrolować każdą sytuację.
- Spełniać jakiekolwiek warunki wstępne do tego, żeby poczuć się wartościową osobą.
- Zawsze wyglądać idealnie i robić wszystko perfekcyjnie (nawet gdyby to było możliwe).
- Oczekiwać, lub – co gorsza: zakładać – że życie będzie pasmem spektakularnych i niekończących się sukcesów.
Jak wygląda wariactwo współczesnych czasów?
Ludzi można podzielić na dwie grupy:
- Na tych, którzy zwariowali, tylko (jeszcze) o tym nie wiedzą.
- I na takich, którzy zwariowali, ale (na szczęście) zdają sobie z tego sprawę.
Jeśli zaliczasz się do tych pierwszych, to żeby poczuć się w pełni wartościową i szczęśliwą osobą, wydaje Ci się, że musisz:
- Mieć odpowiednią sylwetkę.
- Zdobyć odpowiednie dyplomy.
- Zadawać się z odpowiednimi ludźmi.
- Zarabiać odpowiednio dużą sumę pieniędzy.
- Wyjeżdżać w odpowiednie miejsca na wakacje.
- Spędzać sobotni wieczór w odpowiedni sposób.
- Znaleźć tę jedyną odpowiednią osobę.
- Urodzić dziecko w odpowiednim momencie.
- Pielęgnować odpowiedni image na internecie (bardzo ważne!).
- Dostać różowego pluszowego misia na walentynki z wyszytym „I love you”.
Jeśli zaś zaliczasz się do drugiej grupy – czyli już jesteś świadoma swojego wariactwa (a przynajmniej od czasu do czasu tak bywa, co już jest dużym sukcesem) – to w zasadzie robisz to samo, co ci pierwsi, z tym że… no właśnie, na szczęście jest ta małe, acz jakże ważne „ztymże” :-)
Uwaga, uwaga, już mówię:
Czasami (a może i częściej) miewasz przebłyski świadomości. Pukasz się wtedy w czoło i odzyskujesz (choćby na chwilę) wewnętrzny spokój.
(Mówiłam, istne wariactwo!)
Skąd się bierze to szaleństwo i do czego może doprowadzić?
Ponoć kiedy wrzucisz żywą żabę do wrzątku, wyskoczy ratując sobie życie. Jednak jeśli włożysz ją do zimnej wody, wstawisz garnek na gaz i zaczniesz stopniowo podwyższać temperaturę, nie wyskoczy i zginie. (I tutaj nalegam, nie próbuj tego w domu).
Z nami jest trochę tak jak z tą biedną żabą z opcji numer dwa. Powolutku, po cichutku przesiąkamy różnymi przekonaniami, że „musimy” i „powinniśmy” żyć w określony sposób, jeśli chcemy poczuć się wartościową i ważną osobą.
I nie wiedzieć kiedy – masz babo placek – jesteś ugotowana. Bo mocno wierzysz w to, że żeby poczuć się dobrze we własnej skórze, brakuje Ci ho hoo, a może i jeszcze więcej. Że za mało masz, za mało wiesz, za mało wyglądasz, za mało znasz i w ogóle za mało wszystkiego.
Czyli, krótko mówiąc, jedziesz od dawna na minusie. To trochę tak, jakbyś weszła po raz pierwszy do banku założyć konto i dowiedziała się, że już na wstępie masz ogromny debet.
Przytakujesz, podkulasz ogon i zaczynasz spłacać. (Szaleństwo!) A przez to, powoli ale bez ustanku, temperatura Twojego życia wzrasta. Tak samo tempo. Napięcie. Stres. Wymogi. Normy. Reguły. Zwyczaje. I ból głowy.
Co z tym począć, czyli jak dać sobie spokój?
Myślisz sobie: „mnie to nie dotyczy Emilko, ja się zaliczam do grupy nr 3, o której widocznie nie wiedziałaś, że istnieje. Ja się rozwijam, pracuję nad sobą i czytam mądre książki. Wiem, że zdjęcia z okładek czasopism to retusz, że idealne rodziny nie istnieją, i że są wartości wyższe niż gromadzenie dóbr materialnych.”
Pięknie. Tylko zastanów się:
- Ile razy ćwicząc medytację dołowałaś się, bo rzekomo Ci to nie wychodzi?
- Ile razy na macie do jogi wykręcałaś swój kręgosłup do bólu po to, żeby jakaś poza wyszła Ci „tak jak należy”?
- Ile razy nie ufałaś swojej intuicji i konsultowałaś słuszność swojego myślenia z książką napisaną przez kogoś rzekomo mądrzejszego od Ciebie?
(Też coś na ten temat wiem.)
No właśnie… Bo wariactwo pt. „poczuję się dobrze kiedy: zarobię, zdobędę, osiągnę, zaplanuję, sprawdzę, upewnię się, zwiedzę, założę” rozprzestrzenia się jak katar.
Dlatego jeśli chcesz pozbyć się go ze swojego życia (a przynajmniej choć troszkę), to regularnie i cierpliwie przestawiaj swoje myśli z “muszę!” na „wcale nie muszę”, a zapewniam Cię, że świat wcale nie przestanie się kręcić.
Zrób sobie prezent i przeczytaj tę listę jeszcze raz. Powtórz jutro i pojutrze. Aż do skutku. Weź głęboki oddech i dopuść do siebie możliwość, że naprawdę wcale nie musisz być chodzącym ideałem, żeby wiedzieć czym jest szczęście.
A teraz napisz w komentarzu, czego jeszcze wcale nie musisz i co sobie odpuszczasz (przynajmniej na dziś).