„Co to do cholery wszystko znaczy??” – Jeśli drapiesz się w głowę i nadal nie masz pojęcia, o co w tych pięknych hasełkach tak naprawdę chodzi – trafiłaś pod dobry adres.
Zaraz przeczytasz (a najpewniej już czytasz, bo nie wytrzymałaś), jak to zawiłe zagadnienie możesz podzielić na 10 zjadliwych kawałków. (Dziś 5 pierwszych.)
Myślę, że niektóre z nich mogą Ciebie zaskoczyć. (Zwłaszcza jeśli naczytałaś się o magicznych sposobach, jak pozbyć się swoich piegów, zmarszczek i negatywnych myśli raz na zawsze albo jak suszyć zęby niezależnie od sytuacji.)
Ale na pewno każdy z punktów poprowadzi Cię do celu, czyli do tego, żebyś zaczęła od siebie, popracowała nad sobą, zaopiekowała się sobą, zaprzyjaźniła się sobą i była dla siebie dobra.
Gotowa?
Lepiej zapnij pasy.
Jedziemy!
Ryzykuj
Być może do tej pory myślałaś, że „zaopiekuj się sobą” znaczy „zbuduj sobie gniazdko, bunkier czy inną przytulną miejscówkę, z której nie wyściubisz już nosa.”
Przykro mi, ale ta bańka mydlana spotka się zaraz ze szpilką.
Bo największe ryzyko to nie ryzykować wcale.
Zwłaszcza w czasach, kiedy wszystko się zmienia: normy kulturowe, warunki pracy, sytuacja polityczna, klimat i moda na hipsterskie oprawki okularów.
Nie ryzykować oznacza zameldować się raz na zawsze pod adresem „strefa komfortu”. To Ci nie służy.
Oczywiście nie ma nic złego w strefie komfortu. Od tego jest, żeby dawała komfort. Tak samo jak rozkładany, miękki fotel w Twoim salonie, z wbudowanymi głośnikami oraz schowkiem na zimne napoje.
Z pewnością spędziliście wiele cudownych chwil razem, sęk jednak w tym, że zarówno fotel jak i strefa komfortu tylko do tego się nadaje — do cudownych chwil.
Jednak na dłuższą metę nie wyrabia się na zakrętach, bo wszystko, co znajduje się poza tym fotelem, jest ryzykiem:
- randka w ciemno,
- rozpoczęcie nowego kierunku studiów,
- kredyt,
- rozmowa kwalifikacyjna,
- zmiana dyrekcji w pracy,
- wizyta u nowego fryzjera,
- kupno niepopękanych jajek w supermarkecie.
To wszystko mniejsze lub większe ryzyko. Jeśli odejmiesz to wszystko od całego swojego życia, co Ci zostanie? — fotel.
Wygodny, i niekiedy bardzo potrzebny, ale jednak to nadal tylko fotel. Dlatego zejdź z niego (wiem, że zaboli), wystaw się na nowości i ryzykuj.
Tylko w ten sposób zaczniesz się rozwijać i pracować nad sobą, dzięki czemu ruszysz do przodu. A mówiąc inaczej: zadbasz o siebie. I to całkiem solidnie.
Rób to, co trudne
Fajnie jest obejrzeć kolejny odcinek “Przyjaciół” zamiast wykładu na temat mindfulness.
Fajnie zjeść bitą śmietanę na obiad zamiast warzywnego dania ugotowanego na parze.
Tak jest fajniej. I łatwiej.
Bo Twój mózg lubi to, co łatwe.
Nie wytykam Ciebie palcami — tak działa mózg każdego człowieka. Jest wygodnickim skąpcem.
Bo kiedy nie musi się wysilać (czytaj: nie ma zagrożenia życia), to będzie starał się pokierować Twoim życiem tak, żebyś szła po linii najmniejszego oporu.
Ewolucyjnie takie nastawienie miało sporo sensu, bo dawało nam większe szanse na przedłużenie gatunku. „Nie widać zagrożenia na horyzoncie — oszczędzaj energię. Pojawia się tygrys szablastozębny — migiem ruszaj swoje cztery litery.”
Ta strategia się opłaca, bo służy do przetrwania.
Ale tylko wtedy. Z rozwojem jednak to nie miało wiele wspólnego (może dlatego zejście z drzewa zajęło nam kilka milionów lat?)
Jaskiniowcy zdobywali jedzenie dzidą, Ty — dzisiaj — robisz to portfelem. I jeśli opanowałeś tę umiejętność, to chwała Ci za to.
Możesz jednak czuć, że czegoś Ci jeszcze brakuje. Myślisz sobie: „niby mam wszystko, a mimo to czuję jakąś pustkę”. (Kojarzysz pięknych, sławnych i bogatych ludzi, którzy popadają w depresję? No właśnie…)
To naturalne. Brakuje Ci sensu. Większego znaczenia. Zbierzmy to pod jednym parasolem: brakuje Ci rozwoju.
Rozwój względem przetrwania to piętro wyżej.
I czy Maslow miał rację czy nie, czy skaczemy po tych piętrach, czy wchodzimy na nie po kolei — potrzebujemy zarówno jednego jak i drugiego.
Więc w czym problem? — A no w tym, że — i tutaj powiem rzecz mocno niepopularną: rozwój jest trudny.
Wymusza, żebyś wstała ze swojego fotela (patrz punkt 1) i na dodatek wymaga:
- odwagi,
- dyscypliny,
- i myślenia.
I właśnie dlatego wiele osób go unika.
Ale nie Ty! (A skąd to wiem? — bo nadal czytasz ten tekst :-) )
Ty chcesz nad sobą pracować, bo jesteś świadoma tego, że rzeczy wartościowe rzadko kiedy przychodzą łatwo. Dlatego potrafisz zmobilizować się, żeby zrobisz to, co trudne.
- Wstaniesz wcześniej, żeby wycisnąć 15 pompek. (Albo i więcej — nikt nie broni).
- Usmażysz na śniadanie jajecznicę ze szpinakiem a nie na boczku.
- Przebrniesz przez przydługawy tekst na internecie, żeby tylko dowiedzieć się czegoś nowego (o sobie).
Brawo!
Robisz coś trudnego. A to jeden z najlepszych sposobów na to, żeby zaopiekować się sobą jak najlepszy przyjaciel.
Popełniaj błędy i zaliczaj porażki
Wyobraź sobie, że kreatywność, produktywność, samodyscyplina i odporność psychiczna (oraz wszystkie inne cechy, które chciałabyś w sobie odkrywać i rozwijać) są jak bakterie.
Żeby żyć, muszą coś jeść.
A pożywką, za którą przepadają najbardziej i na której rosną jak na drożdżach jest co?
Twoje błędy!
Nici z całej kreatywności, produktywności, odporności i innych -ości, jeśli nie dasz sobie zielonego światła na popełnianie błędów.
A jak tego dokonać?
Zmienić opinię o błędach.
W szkole dostawałaś za błędy kiepskie oceny, a w domu reprymendy. Nic dziwnego, że teraz błędy kojarzą Ci się z czymś, co pozostawia po sobie krowa pasąca się na polu i chcesz ich unikać.
A niesłusznie. Bo Twoje błędy to niezbite dowody na to, że:
- Starasz się (osoba, która nie robi błędów, najprawdopodobniej nie robi też niczego innego).
- Napotkałaś coś, czego jeszcze nie znałaś, czyli uczysz się.
Strach przed błędami regularnie zabija o wiele więcej marzeń i planów niż same błędy.
Dlatego jedna z najlepszych inwestycji, jaką możesz sobie sprezentować, to licencja na popełnianie błędów.
Udziel ją sobie, bo popełnianie błędów nie czyni z Ciebie złej osoby. Przeciwnie!! Sprawia, że stajesz się coraz lepszą wersją samej siebie.
Ucz się obsługi kiepskiego samopoczucia
Leżeć na plaży, przynosić premie, awanse, zdobywać dyplomy, odbierać wygraną na loterii, skakać po łące zrywając kwiaty i trzymając się za ręce z ukochanym — tym byś nie pogardziła.
A co z kiepskimi dniami?
Pada deszcz i nie masz na nic ochoty, a na dodatek kawa, która się właśnie skończyła, wymusza na Tobie wycieczkę do sklepu, której skutecznie unikasz.
I wtedy właśnie wpadasz w błędne koło. Bo żeby wstać z łóżka, musisz napić się kawy. Żeby napić się kawy, najpierw musisz wstać. A żeby wstać… Oj! Życie potrafi być okrutne.
Taki jeden, wyjątkowo kiepski dzień może rozłożyć Cię na łopatki. (Znasz to? Ja znam.)
I wcale nie dlatego, że pierwszy raz słyszysz o czymś takim jak kiepski dzień. A tym bardziej nie dlatego, że jesteś słaba.
Tylko dlatego, że sama sobie nie dałaś szansy na wyćwiczenie się w kiepskich dniach.
Dlatego zabierając się za pracę nad sobą, nie zapomnij nadrobić tej zaległości. A jak?
- Pisz.
- Płacz.
- Pokazuj.
- Narzekaj.
- Użalaj się.
- Wygadaj się.
- Kwękaj i stękaj.
I trzymaj się jednej zasady: od środka na zewnątrz. Staraj się wyrzucić kiepskość tego całego strasznego dnia.
Zamiast wciskać go w siebie na siłę, jak swoje wszystkie ubrania w za małą walizkę — otwórz się i wyrzuć z siebie słowa, łzy, emocje i cokolwiek innego, co będzie chciało się z Ciebie wydostać.
Jeśli chcesz się sobą zaopiekować – oto całkiem niezłe (i spore) pole do popisu.
Odpoczywaj i leż brzuchem do góry
Jeśli według Ciebie Twoje mieszkanie, samochód, ubrania, tytuł, jakim się przedstawiasz, dowodzą Twojej wartości — to pewnie nie potrafisz odpoczywać.
Bo odpoczynek staje się dowodem na Twoją bezwartościowość.
Nawbijałaś sobie do głowy, że kiedy odpoczywasz to coś tracisz:
- okazje,
- możliwości,
- czas,
- kompetencje,
- reputację.
Tym samym nie pozwalasz sobie na przerwy i odpoczynek. A kiedy czujesz spadek energii, natychmiast szukasz mobilizacji, motywacji i kofeiny.
I tu czai się kolejna cenna lekcja z cyklu: „popracuj nad sobą”. A brzmi ona następująco: naucz się odpoczywać i pozwól sobie na przerwy. Każdego dnia!
Dlaczego?
Bo Twoja energia ciągle jeździ na sinusoidzie, jak na kolejce górskiej. Mniej więcej co 90 minut wspinasz się na szczyty swoich możliwości, by za chwile opaść z sił. I tak w kółko.
A kiedy akurat zaliczasz dół i powieki same Ci się zamykają, czytając maila od szefa, możesz zrobić tylko jedną rozsądną rzecz – odpocząć:
- zmień otoczenie,
- odetchnij świeżym powietrzem,
- zrób coś zupełnie innego: zatańcz, zaśpiewaj, utnij sobie drzemkę (o ile nie jesteś tancerzem, śpiewakiem albo testerem poduszek).
To może Cię zaskoczyć, że nauka odpoczywania to jeden z elementów pracy nad sobą. Jeśli mi nie wierzysz, przyjrzyj się sobie i przyznaj, jak często czujesz się wypoczęta, wyspana, pełna werwy i pozytywnej energii?
Dobrze Ci mówię, zrób sobie przerwę.
…a więc robimy — na tym punkcie przerywam dzisiejszą wyliczankę, a tutaj jest część druga.
A póki co, zostaw komentarz i napisz, co sądzisz o pierwszej piątce. Który punkt Cię zaskoczył, zdziwił, zmartwił, ucieszył? I w jaki sposób Ty pracujesz nad sobą?