Jeśli zdecydujesz się na opcję nr 1, będzie to wymagało od Ciebie pewnej pracy (jak to przeważnie bywa z wartościowymi wyborami).
A jeśli potraktujesz je jak piłeczkę i podasz je dalej, zwalisz na innych pracę, która należała do Ciebie.
Jak to działa?
Nie chcesz zrozumieć własnej złości? – Twoja rodzina będzie musiała chodzić wokół Ciebie na paluszkach za każdym razem, kiedy wrócisz podminowany z pracy.
Nie chcesz stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem przed jakąkolwiek zmianą? – Twoje dzieci będą musiały nauczyć się radzić ze smutkiem, jaki pojawia się, kiedy zabraniasz im realizacji ich spontanicznych pomysłów.
Nie chcesz zwolnić tempa swojego życia i poczuć emocji, które od dawna Cię gryzą? – Twoja dziewczyna będzie musiała nauczyć się organizować sobie większość wieczorów i weekendów bez Ciebie.
Mowa tu o pracy nad sobą, czyli tym jedynym rodzaju pracy, w której są ludzie niezastąpieni. Bo Ty jesteś jedyną osobą, która może tą pracę skutecznie wykonać.
- Tylko Ty masz dostęp do swoich emocji.
- Tylko Ty nosisz w sobie bolesne wspomnienia.
- Tylko Ty wiesz, co Ci chodzi po głowie w każdej chwili.
Nikt inny nie ma wstępu do Twojego wewnętrznego życia. Dlatego tylko Ty możesz wziąć do ręki swoje przeżycia, obejrzeć je, zrozumieć, przetrawić i powoli zmienić na inną energię.
Natomiast pomysł ze zrzucaniem tego na innych nie przyniesie wiele dobrego.
Po co i jak to zmienić?
Po co – to raczej oczywiste. Nie wiem, co dobrego może wyniknąć ze spychania na kogoś innego pracy, którą jedynie Ty możesz wykonać? Ani to możliwe, ani pomocne.
Ale teraz najważniejsze pytanie – jak tego dokonać?
A to może być trudne pytanie dla kogoś, kto nigdy w życiu za pracę nad sobą raczej się nie brał. Zaczynamy więc od podstaw i robimy małe kroczki.
Wybij sobie z głowy że Twoim celem jest pozytywne myślenie
…albo pozbycie się własnych wad i wszystkich problemów – co to to nie, kochany.
To, co Cię denerwowało, będzie Cię nadal denerwować, a to, czego się bałeś, nadal będzie straszne.
Bo nie chodzi o to, żebyś nagle stał się nieustraszonym herosem i chodzącym ideałem – takie rzeczy to tylko w filmach. Lepiej zacznij od traktowania siebie jako zwyczajnego człowieka.
Każdy ma swoje rany z przeszłości, swoje słabe strony i okazjonalnie pryszcza na nosie. Na tej planecie nazywamy to normą.
Jeśli nie uznasz tego za normę – każdy przejaw tej ludzkiej natury stanie się dla Ciebie problemem nie do przeskoczenia i nie do zaakceptowania. A wtedy zaczniesz zrzucać pracę nad sobą na innych ludzi.
Także nie wracaj do punktu wyjścia i daj sobie nieco więcej przestrzeni:
- Na różne emocje, a nie tylko na te pozytywne.
- Na różne cechy, nie tylko te najmocniejsze.
- Na różne dni, nie tylko te słoneczne i z ptaszkami, co ćwierkają za oknem.
Zadowolenie z siebie czy spokój wewnętrzny najlepiej rosną w atmosferze ciepła i akceptacji, a nie w ostrych i nierealnych wymaganiach.
Nie wypieraj się własnych problemów i nie podrzucaj ich sąsiadowi pod drzwi
Żeby to sobie uświadomić, zamiast oceniać, zacznij siebie obserwować: co czujesz, co myślisz i co robisz w zwyczajnych codziennych momentach, kiedy wstajesz w poniedziałek do pracy, kiedy dostajesz komplement, albo kiedy patrzysz w lustro.
I teraz najważniejsze – obserwacja TO NIE to samo co ocena. Nie przenosisz się do podstawówki, nie chodzi tu o zebranie piątek.
Obserwacja polega na czymś innym – kieruje się przede wszystkim ciekawością. Chcesz zaobserwować, zbadać, na jakich zasadach działasz. Co Cię złości, co Cię cieszy, co Cię ekscytuje? Co wtedy do siebie mówisz? Jak się wtedy zachowujesz?
To są pytania, którymi się kieruj, a nie: „jaką sobie wystawiam ocenę za własne emocje?”. To kluczowa różnica!
Osoby, które spychają pracę nad sobą na innych najczęściej nie przyglądają się sobie prawie wcale. Za to potrafią całkiem ostro siebie oceniać. Co ich bardzo zniechęca do pracy nad sobą – bo weź tu pracuj nad czymś, co oceniasz nisko wręcz beznadziejnie.
Nawet jeśli już kiedyś wpadłeś w tę pułapkę, teraz bądź przezorny. Przestań siebie oceniać a zacznij obserwować. To uczyni wielką różnicę.
Ćwicz uspokajanie swojego małpiego umysłu
Oczywiście nie chcę Cię obrażać i wyzywać od małp – rzecz jasna. Małpi umysł to tylko porównanie (z resztą nie moje).
Często porównuje się ludzkie myśli, zwłaszcza te nerwowe i chaotyczne do małp skaczących po drzewach. Takie myśli mogą nieźle namieszać w życiu. Ale tylko pod jednym warunkiem – jeśli będziesz w nie wierzył bezkrytycznie.
Na szczęście tak nie musi być – możesz się ćwiczyć w zauważaniu: „o! mam myśl, że mój szef na pewno mnie nie nawidzi”, albo: „właśnie mam myśl, że znajomy nie szanuje mnie, bo dziś nie obiera ode mnie telefonów”.
A jeśli od razu weźmiesz takie myśli za fakty, to dasz się jedynie ponieść fantazji. No i pozamiatane.
Zaczniesz się złościć, zrobisz komuś awanturę, obrazisz się, ale o tym nie powiesz, zaczniesz się dziwnie zachowywać i tak dalej, długo to może się ciągnąć, niekiedy i całe życie. Tak też bywa.
Dlatego (!!!) dużą i poważną częścią pracy nad sobą jest podważanie własnych myśli – bo same myśli to jeszcze nie rzeczywistość.
Myśli to nie są fakty. Myśli nie muszą być rozsądne, logiczne i oparte na prawdzie. Myśli to niekiedy po prostu małpy skaczące po drzewach (nie obrażając małp). Jeśli nie zaczniesz do nich podchodzić krytycznie, to one zaczną kontrolować każdy Twój ruch. A w takim przypadku odechce Ci się jakiejkolwiek pracy nad sobą. Bo jak można pracować, kiedy w głowie ma się skaczące małpy?
Praca nad sobą to przekształcanie swoich emocji w coś innego. Na przykład smutek może stać się głęboką autorefleksją zakończoną pomocnymi wnioskami. Albo złość przekształci się w impuls do działania w dobrej sprawie.
Jednak żeby tak się stało, potrzebne jest Twoje zaangażowanie i regularna praca. Także do dzieła!
Daj znać, który z 3 punktów wybierasz dla siebie?