I wiesz co? Nie dziwię się. Ale nie uważam też, że noworoczni postanowiacze robią coś źle. Po prostu przyczyna tych niepowodzeń leży w samych postanowieniach.
Więc jeśli obwiniasz siebie, że po raz kolejny nie dotrzymałaś danego sobie słowa – proszę, odpuść sobie. I to już dziś.
Co takiego złego jest w noworocznych postanowieniach
Osobiście widzę więcej szkód niż korzyści w postanowieniach na Nowy Rok. Statystyki donoszą, że odsetek porażek noworocznych postanowień przeciętnie sięga aż 92%!
Dlaczego tak dużo postanowień nie dożywa do końca stycznia? Oto kilka powodów:
Krytykujesz siebie od samego początku
Kiedy powiesz sobie: „od jutra jem zdrowo”, to z pewnością chcesz swojego dobra. Ale zastanów się przez chwilę, jaką wiadomość w tym momencie wysyłasz do siebie? – Że w minionym roku jadłaś niezdrowo.
Właśnie dlatego Twoja dieta nadaje się do poprawki.
Innymi słowy, wymagasz od siebie wysiłku, ale jednocześnie, na samym wstępie, całkiem ostro siebie krytykujesz. To trochę tak, jakby nauczyciel powitał swoich uczniów mówiąc: „zacznijmy od tego, że wszystko, co do tej pory robiliście, nadaje się do wyrzucenia”.
Jeśli witasz nowy rok, krytykując stary, to nie spodziewaj się, że doda Ci to sił i entuzjazmu. – Niestety wątpliwa sprawa.
Powtarzasz dokładnie to, co Ci nie idzie
Zauważyłaś, że entuzjaści postanowień każdego stycznia składają sobie te same obietnice (albo bardzo podobne)? Na przykład: zrzucę kilka kilo, doprowadzę dom do porządku, będę żyć chwilą, zacznę ćwiczyć, oszczędzę trochę pieniędzy i rzucę palenie albo cukier.
To oczywiście pozytywne cele, ale jeśli nie udało Ci się osiągnąć ich piąty rok z rzędu, to znak, żeby nakierować celownik na coś innego.
Bo póki co powtarzasz jedynie coś, co Ci nie idzie.
To tak, jakbyś co styczeń siadała na rower, przewracała się za każdą próbą, rezygnowała i za rok powtarzała cały proceder od nowa. Taka praktyka, (zwłaszcza powtarzana kilkakrotnie) przyniesie Ci spore straty: skutecznie obniży poczucie własnej wartości i znacznie pogorszy poczucie kontroli nad własnym życiem.
Rzecz jasna – nie tego pragniesz.
Postanowienia noworoczne przyjemnie się układa, ale nie realizuje.
Bardzo miło marzy się przy świątecznym stole o diecie cud, którą postanawiasz realizować tuż po Sylwestrze. Miło się planuje to wszystko, co ugotujesz i zjesz ze smakiem. Planowanie i marzenie o przyszłości daje radość i przyjemność.
Realizacja planów – to już inna bajka. Bo kiedy Twój budzik po raz pierwszy zadzwoni o 5:30 i poinformuje Cię, że czas pobiegać na mrozie, albo kiedy po raz kolejny zjesz brokuły z pary, lub kiedy zamiast zapalić papierosa sięgniesz po gumę antynikotynową – przyjemność z noworocznego postanowienia gdzieś się ulatnia. Nagle, z dnia na dzień, okazuje się, że realizacja tych, niegdyś pięknych wizji, nie daje już tyle radości co marzenia o nich.
Gdybym chciała się powymądrzać (a przecież nie chcę, gdzież tam) nazwałabym to zjawisko naukowym terminem – „afektywne prognozowanie”. Mówiąc wprost: nie potrafimy realistycznie przewidywać tego, jak będziemy się czuć w przyszłości. Nie widzimy zatem, że realizacja planów noworocznych przyniesie ze sobą ból, pot i łzy. A kiedy te nieuchronnie pojawiają się na Twojej drodze, postanowienia tracą czar, a Ty chęci.
Powinność to marna motywacja
Zrób rachunek sumienia i z ręką na sercu przyznaj się przed sobą – które z postanowień wypłynęły faktycznie z głębi Twojej duszy, a które to raczej powinności „bo dobrze by tak było”, „bo tak wszyscy robią”, albo: „bo powinnam”? O tym, jak kiepskim pomysłem jest robić cokolwiek z poczucia powinności już pisałam – jeśli przegapiłaś ten tekst, zerknij tu: „Zaufaj sobie i postępuj tak, jak chcesz, a nie jak powinnaś. 5 podpowiedzi jak tego dokonać”.
„Bo powinnam” to motywacja wyzuta z „chcę, pragnę, postanawiam, wierzę, palę się do, i mam chrapkę na”.
Kiedy postanawiasz coś z samej powinności – robisz to dla kogoś: dla mamy, chłopaka, presji w pracy, czy obecnej mody. A jednocześnie nie robisz tego dla siebie. Powód jest taki, że w głębi duszy wcale tego nie chcesz, a jedynie wydaje Ci się, że powinnaś. To paliwo na którym za długo nie pojedziesz. Gdzieś, mniej więcej do połowy stycznia. Maks.
Są lepsze daty niż pierwszy stycznia.
Na koniec listy – moja prywatna teoria, dlaczego postanowienia pierwszo-styczniowe to zły pomysł.
Otóż, według mnie, za mocno wpatrujemy się w kalendarz, a za mało w przyrodę. Osobiście uważam, że najlepszą datą na świętowanie Nowego Roku jest pierwszy dzień wiosny, (a nie środek zimy).
To właśnie wtedy wszystko się budzi do życia. Pogoda, rośliny i zwierzęta. Dzień znacznie się wydłuża i robi się coraz cieplej i jaśniej.
I gdzieś na przełomie marca i kwietnia po prostu ciężko Ci usiedzieć w domu (tym bardziej w pracy). Chce Ci się wyjść na powietrze. Zrobić coś nowego. Entuzjazm, pozytywna energia, motywacja do działania pulsują w Twoich żyłach.
Więc jeśli szukasz jakieś daty w kalendarzu, żeby wprowadzić zmianę – pierwszy dzień wiosny to wg mnie o wiele lepszy moment. Przynosi energię i nadzieję w olbrzymich ilościach, zwłaszcza kiedy porównasz go do ciemnych i mroźnych dni stycznia.
Ciekawi mnie czy zgadzasz się z moją opinią na temat postanowień. Czy je stosujesz i z jakim skutkiem? I co sądzisz na temat Nowego Roku w marcu :-) Podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzu :-)