Dzisiejszy świat uczy nas: możesz wszystko, wystarczy mocno chcieć, uwierz w siebie, jeśli potrafisz coś sobie wymarzyć, to potrafisz to zdobyć.
I jeśli chodzi o efektywność takich haseł, to na dwoje babka wróżyła. Bo możliwe, że:
Motywują Ciebie do działania i pomagają w realizacji celów (choć osobiście wątpię, że jest to w dłuższej perspektywie możliwe).
Albo że przytłaczają Cię i uparcie przypominają, jak wiele Ci jeszcze brakuje do wymarzonego „wszystkiego”.
Dlaczego powątpiewam w to, że należysz do grupy pierwszej? A no dlatego, że:
Większość osób, która tu zagląda, zalicza się do wysoko wrażliwych.
WWO to mistrzowie przytłoczenia, tzn. potrafi nas przytłoczyć nawet drobnostka, więc tym bardziej tak gigantyczne wymagania jak „możesz wszystko”.
Jeśli dobrze strzeliłam, to mam dla Ciebie kilka słów pokrzepienia, po których powiesz sobie: “Eee, faktycznie nie jest tak źle, jak mi się wydawało.”
Po pierwsze i najważniejsze: kiedy dbasz o jedno, to zaniedbujesz drugie
I fachowo nazywa się to: równowaga.
Nasze życie składa się z wielu sfer, takich jak:
- zdrowie,
- przyjaciele i rodzina,
- kariera,
- rozwój osobisty / duchowy,
- odpoczynek, rekreacja i hobby,
- oraz inne (dopisz sam wedle uznania i potrzeb).
I teraz wyobraź sobie, że każda z tych sfer to oddzielny ogród. Każda wymaga odpowiedniej pielęgnacji: zasadzania, przycinania, spulchniania, nawożenia, i nie wiadomo czego jeszcze. Czyli każda wymaga Twojego czasu, uwagi i energii.
A skoro nie potrafisz być w wielu miejscach naraz (a nie potrafisz) to oznacza, że kiedy dbasz o jeden ogród, w tym czasie zaniedbujesz pozostałe, bo po prostu Cię tam nie ma.
Zaniedbania mogą być większe lub mniejsze, w zależności od wymogów tego, co aktualnie hodujesz, od pory roku, od wielu innych okoliczności. Jeśli jednak jesteś w ogrodzie numer jeden, to zdecydowanie oznacza, że nie ma Cię w ogrodach od numeru 2 w górę. Tyle.
Czy to oznacza, że marny z Ciebie ogrodnik? – Nie.
Czy to oznacza, że na tym polega ogrodnictwo, że robisz co możesz, a i tak zawsze musisz dokonać wyboru, o co zadbasz, a co trochę zaniedbasz? – Dokładnie tak.Więc hasełko: „możesz wszystko”, w trosce o nasze zdrowie psychiczne, podmieniłabym na mniej krzykliwe, ale bardziej pomocne: „wybieraj swoje priorytety”.
I tu kluczowa sprawa – oczywiście, że wszystkie sfery Twojego życia są ważne. Jednak priorytety są ważniejsze, pilniejsze i nie aż tak liczne. (Gdyby były liczne, nie starczyło by Ci czasu ani energii na ich priorytetowość.)
Więc załóżmy, że za swój priorytet wybierzesz rodzinę oraz pracę. Dwie sfery na pięć to i tak całkiem sporo, na brak zajęć nie będziesz narzekać, wierz mi.
W praktyce to wygląda tak, że:
owszem, znajdujesz czas na beztelewizorowe obiady przy jednym stole,
masz też czas i energię, żeby zadbać o swoją jednoosobową firmę, jej księgowość i stronę internetową.
I JEDNOCZEŚNIE:
nie masz czasu na przygotowania do półmaratonu na najbliższą wiosnę,
nie spędzasz długich zimowych wieczorów układając swoje ukochane 5000-elementowe puzzle.
Dlaczego?
A no dlatego, że NIE możesz zrobić wszystkiego. I dlatego, że dokonujesz wyboru „coś jest ważniejsze, a coś mniej ważne” na tę chwilę, niektóre ze sfer Twojego życia (niektóre z ogrodów, które posiadasz) pójdą w odstawkę.
Dobry ogrodnik musi wybrać swoje priorytety, bo po prostu się nie rozerwie. To nie świadczy o nim źle, wręcz przeciwnie. Jego wybory pokazują, co ceni sobie najbardziej, jakimi wartościami się kieruje, że jest swoich wartości świadomy i jak zarządza swoimi ograniczonymi zasobami (czas, energia, siły).
Żeby odnieść sukces (w tylko sobie rozumiany sposób) trzeba dokonywać wyborów, na coś trzeba postawić, o coś trzeba zadbać, a coś innego zaniedbać. Mówisz „tak”, jednocześnie mówiąc czemuś innemu „nie”. I nie ma w tym nic złego.
Także, dla swojego dobra i zdrowia psychicznego, wybierz swoje priorytety, zadbaj o nie, daj z siebie wszystko.
A reszta? Postaw na akceptację, że pozostałe ogrody będą trochę bardziej zarośnięte. Nie ma w tym nic złego. Za to jest w tym dużo równowagi.
Nie krytykuj siebie za to, że masz swoje priorytety
Czyli innymi słowy za to, że:
o coś zadbasz, a coś innego zaniedbasz,
nie potrafisz być w wielu miejscach naraz,
nie dajesz się nabrać na to, że niby “multitasking” istnieje (o tym przeczytasz tutaj w punkcie 1.),
potrafisz przewartościować swoje życie i wiesz, co liczy się u Ciebie najbardziej,
doświadczasz na sobie ludzkich ograniczeń i uczysz się z nimi żyć w zgodzie, a nie w wojnie.
Nie krytykuj siebie za to, bo to akurat są powody, żeby siebie wychwalać wszem i wobec.
Oczywiście to wiąże się z tym, że czasami:
musisz zrezygnować z biegania,
nie możesz przeczytać książki, na której Ci zależało,
zapominasz o urodzinach przyjaciółki,
nie dosprzątasz kuchni albo łazienki,
zjesz szybki obiad w biegu.
Jasne! Takie rzeczy będą Ci się zdarzać. I to raczej regularnie. Jednak zwróć uwagę na przyczyny takiego stanu rzeczy: dzieje się tak dlatego, że w innych sferach życia w tym samym momencie dopinasz wszystko na ostatni guzik.
Nie krytykuj siebie, tylko pochwal siebie, pogratuluj sobie. Nie tego, że jesteś chodzącą perfekcją, ale tego, że potrafisz odnaleźć się w tym naszym zawiłym i skomplikowanym świecie.
Zwróć uwagę, co masz na myśli mówiąc: „mogę wszystko”
Bo bardzo często, kiedy wypowiadamy: „mogę”, to tak naprawdę myślimy: „powinnam”.
Inaczej mówiąc, cały przekaz przeradza się w: „fatalnie to o mnie świadczy, jeśli nie mogę wszystkiego”, albo: „muszę wszystko, bo…"
Bo tak się robi (w tym wieku, w tej rodzinie, w tym środowisku).
Bo jak mnie inni ocenią.
Bo co sobie pomyślą o mnie.
Bo muszę to sobie (lub komuś) udowodnić.
Bo to będzie wyznacznik mojej wartości.
Bo… (tu wstaw swoje uzasadnienie) dlaczego powinnaś i musisz wszystko.
Przemyśl, czy mówiąc „mogę wszystko” dajesz sobie furtkę: mogę, ale to wcale nie oznacza, że absolutnie muszę.
Czy to, co do siebie mówisz to: „mogę, więc spróbuję, jednak jak mi nie wyjdzie, to nie będzie tragedii i nie będę siebie krytykować”.
Czy może jednak: „mogę, a zatem powinnam, nie ma innej opcji, musi mi się udać”.
Jeżeli w szczerych do bólu przemyśleniach wyjdzie Ci, że zbliżasz się do drugiej opcji – zauważ, że nie mówisz do siebie „mogę wszystko” tylko „muszę wszystko”.
W związku z czym, zachęcam Cię, żeby na chwile owo wszystko rzucić w buraki, usiąść i zastanowić się, skąd te „musisz” się bierze. Jaką funkcję spełnia? Co je napędza? Skąd ten mus się pojawił? Co Ci daje? Co Ci odbiera?
W życiu nie da się mieć wszystkiego, i zamiast robić sobie niekończące wyrzuty, że tak wiele Ci jeszcze brakuje i jakie to okropne, pomyśl o tym trochę inaczej.
Mam nadzieję, że któryś z tych 3 punktów Ci w tym pomógł. Daj znać, czy (czasami, a może często?) wywierasz na siebie nacisk, żeby wszystko zrobić, wszystko ogarnąć, wszystko móc?