W skali od 1 do 10, jak łatwo wybaczasz sobie własne błędy?
Zwłaszcza błędy w stylu: „O mordę jeża jak mogłam zrobić coś tak niewiarygodnie durnego???”
Może weszłaś do męskiej toalety na lotnisku?
Albo pomyliłaś termin baaardzo ważnego egzaminu i zjawiłaś się na uczelni 6 godzin po czasie?
A może opracowałaś autorski system mieszania budyniu gdzie:
- – wsypujesz budyń do butelki z mlekiem,
- – zakręcasz butelkę,
- – mocno potrząsasz, a potem pomijasz punkt b, i szczodrze ochlapujesz czekoladowym mlekiem meble, dywan, kanapę, kaloryfer i psa?
(Na marginesie, jeśli sądzisz że najłatwiej było mi spisać moje własne błędy — owszem, było.)
Więc ile sobie dajesz? 10? 9.5?
Wiem, wiem. Gdzieś w głębi serca pojawia Ci się 2, 3, no moooże 4. Czemu to tak jest? Czemu czasami łatwiej wybaczyć potknięcia innym niż sobie?
Najpierw warto zrozumieć, co to w ogóle jest to całe wybaczanie, wtedy o wiele łatwiej będzie Ci odpowiedzieć na te pytania, oraz (w końcu!) zacząć sobie odpuszczać własne głupie przewinienia.
Co znaczy „wybaczać”?
Zacznijmy od tego, że nie lubię słowa „wybaczać”.
Po prostu ciężko mi je skojarzyć z konkretną czynnością, którą mam wykonać. O wiele bliższe wydaje mi się słowo „odpuścić”.
Rozluźniam zaciśnięte do białych kłykci pięści, prostuję palce i odpuszczam. Nie trzymam. Nie zatrzymuję. Niech oddala się ode mnie.
A tak dokładnie to niby co takiego odpuszczam?
Może chodzi tutaj o emocje? Na przykład złość na siebie, wstyd, zażenowanie, albo poczucie winy przez to, że popełniłam durny błąd? — Nie, to nie to.
To może konsekwencje swojego błędu? Na przykład wybłaganie u wykładowcy napisania egzaminu w jego mikroskopijnym gabinecie? Albo czyszczenie niedoszłego budyniu z mebli przez pół dnia? – Nie, to nadal za mało.
Bo nie w tym rzecz, żeby odpuścić sobie: „uff już mi przeszła złość”, albo: „uff posprzątane”.
To, co warto sobie odpuścić, to pewną bajeczkę. Odrealnioną fantazję o sobie samej, w której:
- nie popełniasz tak pioruńsko durnych błędów (inni owszem, ale nie Ty),
- trzymasz fason choćby nie wiem co,
- zawsze postępujesz rozsądnie i odpowiedzialnie,
- zawsze dajesz sobie radę,
- jesteś zrównoważoną osobą,
- wiesz, co robisz,
- a na pewno nie robisz takich głupot (jakie zdarzają się innym).
Bo Ty nie możesz sobie na to wszystko pozwolić. Na głupoty, błędy, żenujące występki.
Być może ktoś Ci wbił tę bajkę do głowy dawno temu. A być może jest to twórczość własna. Tak czy inaczej, bez względu na to, jak ona się tam znalazła, czas najwyższy sobie ją — nomen omen — odpuścić. (Długo czekałam żeby użyć „nomen omen”. W końcu się udało! I nawet jestem prawie pewna, że poprawnie.)
Odpuścić oznacza przestać wierzyć w to, że „kompromitujące rzeczy nigdy mi się nie zdarzają”. A zacząć realniej patrzyć na siebie, jako na człowieka, który popełnia błędy przeróżnego typu, te żenujące i niezgrabne również.
Własną domniemaną nieskazitelność — to właśnie musisz puścić ze swoich zaciśniętych pięści.
Jak sobie odpuścić?
No dobra, wiadomo CO, czas przejść do JAK.
Zmiana zaczyna się od głowy. To tam trzeba poprzestawiać kilka klepek w nowe miejsca, żebyś zaczęła podejmować inne niż zwykle decyzje.
Oto kilka rzeczy, które warto przemyśleć:
Daj sobie spokój z nierealistycznymi oczekiwaniami wobec siebie
To pierwsze i absolutnie kluczowe założenie, które musisz przemyśleć, jeśli chcesz zacząć sobie wybaczać. Nie zawsze możesz, nie zawsze dasz radę, i nie zawsze potrafisz dopiąć wszystko na ostatni guzik mimo najlepszych chęci. A gwoli jasności — nie zawsze musisz! To nierealne oczekiwania, i najlepiej jakbyś je sobie odpuściła.
Wolno Ci coś potłuc, poplamić, porwać, zniszczyć, popsuć, zmarnować, zaprzepaścić, sknocić, odstawić fuszerkę a nawet zawalić bardzo ważną sprawę. To o wiele bardziej ludzki wizerunek Ciebie. Bo jesteś człowiekiem. A my ludzie zawalamy sprawy, i to nawet często. Częściej niż chcemy się do tego przyznać.
Spójrz na swoje durne błędy z innej perspektywy
Jeśli tak bardzo chcesz się dopatrywać perfekcji — to nie szukaj jej w swoim nieskazitelnym wizerunku, ale w zdrowej harmonii między plusami a minusami, wadami a zaletami, bardzo udanymi dniami, a tymi, kiedy lądujesz po raz 100 na tyłku próbując nauczyć się jeździć na łyżwach (tak, przykład także pochodzi z życia autorki tekstu).
Kiedy da się po sobie posprzątać — zrób to.
Przeproś. Poproś. Porozmawiaj. Napraw. Sklej. Wyczyść. Wyjaśnij. Obiecaj poprawę. Jeśli jest coś, co możesz zrobić, nie wahaj się. Możesz wiele zyskać. Kiedy przyjaciel Cię obrazi, ale dwa dni później zadzwoni i powie: „chyba ostatnio przesadziłem, przepraszam Cię” — tym lepiej dla Was i Waszej relacji. Być może jeszcze lepiej, że tak się stało, niż miało by się nie wydarzyć w ogóle. Ponoć zrośnięta kość w miejscu złamania jest mocniejsza niż gdziekolwiek indziej.
Kiedy nic nie da się zrobić — daj sobie spokój.
Czy udało mi się zmyć budyń z beżowej kanapy? Skądże! Owszem, najpierw próbowałam różnych sposobów, ale w końcu odpuściłam. Nawet się z tego cieszę. Bo za każdym razem, kiedy zerkałam na te plamy, przypominało mi się, że: jestem człowiekiem, i nic co ludzkie nie jest mi obce, nawet nieoczekiwany wybuch budyniu (jakby było coś takiego jak oczekiwany wybuch budyniu…?)
Nie ukrywaj własnych błędów przed światem
Błąd trzymany w sekrecie przybiera na wadze. Twoja głowa stwarza dla niego szklarniane warunki, w których urasta do rozmiarów wielkiego problemu. Dlatego zacznij mówić na głos o własnych żenujących potknięciach. Zobaczysz, że od razu stracą na wadze i że w gruncie rzeczy jest się z czego pośmiać. A przy okazji, być może zachęcisz tym innych, żeby i oni wypuścili swoje wyimaginowane problemy na wolność.
Jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz
Zawsze miałam problem z zapamiętaniem, że toalety damskie oznacza się kółeczkiem. Kiedy nauczyłam się tej odwiecznej prawdy? Oczywiście po tym, jak wlazłam do toalety pełnej facetów. Równie zażenowanych jak ja.
Wcześniej jakoś nie przykładałam większej uwagi, co znaczy kółeczko a co trójkąt, po prostu szłam za jakąś kobietą. Wystarczył brak jakiejś kobiety i jeden głupi błąd, żebym się bardzo szybko nauczyła. To kolejny powód, żeby pozwalać sobie na błędy — są świetnymi nauczycielami.
I pamiętaj: odpuszczanie sobie jest jak sport
Po przeczytaniu tego tekstu powiesz sobie: „Jestem człowiekiem, dlatego jestem omylna, popełniam błędy nawet najgłupsze. Mimo że się starałam, mimo że miałam najlepsze intencje stało się. Trudno. To nie znaczy, że jest coś ze mną nie tak. Wszystko jest w porządku. Po prostu potknęłam się. Zdarza się. Jestem omylna i bardzo wartościowa jednocześnie. O! Jaka ja niesamowita jestem! Ave ja!”
I chwała Ci za to. Słuszne słowa. Tylko przygotuj się na powtórki. Jak w sporcie. Nie wystarczy zrobić jeden przysiad — trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. A jak często odpuszczać sobie własne głupoty i głupotki? Tak często jak będzie trzeba. I ani razu mniej.
Zostaw komentarz stosując się do punktu nr 5. Wiem wiem, nie będzie lekko ale spróbuj. Zobaczysz, że poczujesz się lżej. Śmiało. Pisz, bo jeszcze się rozmyślisz ;-)