Tak samo jest z czytaniem.
Nieważne czy słuchasz książek, czy czytasz e-booki. Ważne że czytasz. I wcale nie musisz do tego używać papieru. Alternatywne sposoby pochłaniania książek mają swoje ogromne plusy i warto z nich korzystać.
E-booki biją papier
Nie da się pisać po marginesach. Nie pachną. Nie odstawisz ich na półkę. No i tych zakupionych raczej nie pożyczysz znajomemu (ze względu na wbudowane zabezpieczenie). Książki w wydaniu elektronicznym mają swoje minusy. Liczę się z tym. Ale mają też wiele ciekawych walorów:
Możesz krzątać się w piżamie po internetowych księgarniach i nikogo nie zaszokujesz swoim widokiem.
Kupujesz dosłownie w 5 sekund nie schodząc z łózka i nie czekając w kolejce do kasy – po czym od razu zabierasz się do czytania.
Nawet jeśli Twoja elektroniczna książka liczy sobie 1000 stron, to nie bolą Cię nadgarstki od trzymania jej (papierowe wersje bywają naprawdę ciężkie – i wcale nie chodzi o treść).
Nosisz całą swoją bibliotekę przy sobie, w autobusie, pociągu. W każdej możesz zerknąć do jakiekolwiek książki, którą czytałeś!
Jeśli czytasz kilka książek naraz, zawsze masz każdą z nich pod ręką.
Często masz do dyspozycji próbkę (czasami nawet cały pierwszy rozdział), dzięki czemu możesz ocenić zawartość, zanim podejmiesz decyzję o zakupie.
Oszczędzasz pieniądze, bo e-booki są tańsze niż papierowe wydania.
Nie czekasz w kolejkach ani na dostawę, bo wybór e-booków jest coraz szerszy i dostępny od zaraz (dziś w zasadzie każda książka wydawana jest zarówno w wersji papierowej jak i elektronicznej).
Czytniki e-booków są lekkie, zgrabne (i coraz tańsze), mieszczą się do małego plecaka, torebki a nawet do kieszeni.
Gdyby ktoś mnie zapytał, co wzięłabym ze sobą na bezludną wyspę, mogąc wybrać tylko jedną rzecz, to bez wahania odpowiedziałabym, że czytnik książek.
Także moja opinia w tej kwestii jest bardzo stronnicza. Ale żeby to troszkę zrównoważyć, spieszę donieść o najnowszych badaniach, w których wykazano, że czytelnicy książek elektronicznych:
Zapamiętują mniej z przeczytanych informacji (ale za to w wielu modelach czytników można zaznaczać ważniejsze fragmenty, by potem łatwiej do nich powrócić).
Czytają wolniej niż wielbiciele wydań papierowych (czyżby? :- ) ).
Utrudniają sobie zasypianie świecąc ekranem w oczy (to nie jest dobry pomysł, o czym pisałam w tekscie „Jak zadbać o siebie, nie robiąc absolutnie nic”). Jednak nie do końca się zgodzę z wynikiem badania: przecież zawsze można przyciemnić ekran do tak niskich wartości, że nawet czytanie zwykłej książki przy lampce będzie bardziej „szkodliwe”.
Nie relaksują się tak szybko i głęboko podczas czytania jak czytelnicy książek papierowych.
No właśnie… Badania oczerniają czytniki i książki elektroniczne. Ja jednak będę ich bronić, bo na sobie nie doświadczyłam żadnego z powyższych negatywnych efektów czytania e-booków. A jeśli chodzi o szybkość czytania, to odnoszę subiektywne wrażenie, że z czytnika czytam jednak szybciej. I choć nie potrafię wyjaśnić dlaczego, to jak widać – jestem zaprzeczeniem tych badań :-)
Audiobooki, czyli powrót do korzeni
Język pisany powstał jakieś 7 tyś. lat temu. Zaś początki mowy ludzkiej sięgają 35 tyś lat wstecz. Innymi słowy, mamy ok. 28 tyś lat historii ludzkości, kiedy to na okrągło mówiliśmy i słuchaliśmy. Nie zapisywaliśmy swoich opowieści, instrukcji lub zasad moralnych, ale przekazywaliśmy je słownie. I ciągle słuchaliśmy opowieści.
Wynika z tego, że słuchanie mowy leży w naszej naturze. Audiobooków także.
Może zacznę od ich wad (w sumie to są dosyć podobne do tych z e-booków):
- Nawet, jakbyś bardzo chciał, to nie da się pisać po marginesach.
- Nie zakreślisz ważnego zdania.
- Trudno jest szybko wrócić do ostatniego zdania i przeczytać je jeszcze raz i jeszcze raz – dla pewności.
- No i nie pachną :-)
Ale za to:
Audiobooków możesz słuchać dosłownie wszędzie: w samochodzie, tramwaju, wyrabiając ciasto, jeżdżąc na rolkach albo biorąc prysznic (tak, to moje małe dziwactwo).
Możesz „czytać” je przy zgaszonym świetle, co sprzyja zasypianiu.
Możesz zwiększyć tempo słuchania i pochłaniać większą liczbę książek w niewielkim czasie (choć wydaje mi się, że nawet bez tego „triku” szybciej się słucha niż czyta).
Niektóre nagrania książek są lepsze niż język pisany, ponieważ czytają je znakomici aktorzy, z przepiękną dykcją i melodyjnym głosem (polecam opowiadania Wiecha w wykonaniu Jana Kobuszewskiego – rewelacja, o ile ktoś lubi „warsiaskie gware” ;-) ).
Możesz je wgrać do telefonu, dzięki czemu masz je zawsze przy sobie i nie musisz dzwigać kolejnego pudełka z ekranem.
Największy zarzut stawiany wobec audiobooków to wysoka rozpraszalność uwagi. Słuchając, skupiamy się gorzej, niż podczas czytania książki papierowej lub elektronicznej.
Obieranie ziemniaków i słuchanie „Trylogii” Sienkiewicza to jakby nie patrzeć wielozadaniowość.
Ale wielozadaniowość wielozadaniowości nie równa! Bo czym innym jest łączenie ze sobą tak intelektualnie wymagających zadań jak: pisanie tekstu na bloga i słuchanie audiobooka (chyba bym dostała pomieszania zmysłów). A czymś innym mycie naczyń i audiobook.
Wielozadaniowość tak ze sobą połączona nie musi wpływać negatywnie na jakość wykonania zadań. Innymi słowy: nie gubisz wątków, a jednocześnie garnek po przypalonej owsiance błyszczy z czystości.
Uwielbiam książki za to, że mają magiczną moc zabierania mnie w zupełnie inny świat. Ale tak samo lubię, kiedy to ja mogę zabrać je wszędzie ze sobą. A e-booki i audiobooki bardzo ten manewr ułatwiają i uprzyjemniają.
A Ty? Po której jesteś stronie? Papierowych książek, czytanych, czy elektronicznych? :-)
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)