Pracujesz cały dzień, a mimo to kładziesz się spać z poczuciem, że zrobiłaś za mało.
Budzisz się i od razu wyrzucasz sobie, że zbyt krótko spałaś.
Zadbałaś o każdy centymetr swojego ciała, stroju, makijażu, a i tak krzywisz się do lustra.
Świetnie się bawiłaś na randce, a pomimo to obawiasz się, że nie wywarłaś najlepszego wrażenia.
Dałaś z siebie wszystko, a jednak wydaje Ci się, że nie każdemu spodobał się Twój najnowszy tekst na blogu.
Wyobraź sobie, że to ma swoją nazwę! – Atelofobia, czyli strach przed byciem niewystarczająco dobrym.
Każdy myśli, że jest niewystarczająco dobry w tym co robi. Różni nas jedynie częstotliwość tych myśli. Jak sobie z tym poradzić? Co zrobić, żeby poczuć się w końcu wystarczająco dobrym, mądrym, ładnym, lubianym? Dziś – właśnie o tym.
Choć na wstępie uprzedzam – nie mogę Ci obiecać, że po przeczytaniu tego tekstu nigdy nie zwątpisz w swoją wystarczalność. To niestety nie jest takie proste (a wielka to szkoda, oj wielka). Bo żeby wyleczyć się z atelofobii, trzeba się bardziej przyłożyć.
Zanim zaczniesz biec, wyznacz swoją metę
Póki co powtarzasz sobie często (świadomie lub mniej), że to, co zrobiłaś, nie wystarcza. Za mało pracujesz, za mało zarabiasz, za mało odpoczywasz, za mało się bawisz, za mało rozwijasz, i za mało… (tu wstaw co Ci chodzi po głowie).
Zastanów się jednak, czy kiedykolwiek określiłaś i spisałaś swoją własną i jasną definicję wystarczalności?
Czy wiesz, od czego zależy Twoja wystarczalność? Od pieniędzy jakie zarabiasz? Od braw jakie zbierzesz? Od ilości znajomych na FB? Od nieskazitelnej cery?
Czy wiesz, kiedy powiesz już sobie: „wystarczy”? Jaka jest Twoja magiczna liczba? Ile musisz zarobić? Kogo poznać? Ile krajów zwiedzić? Nie? – oj, to spory błąd.
Bo to trochę tak, jakbyś chciała pobiec w maratonie, nie ustalając wcześniej, gdzie jest meta. Biegniesz więc i biegniesz, i z czasem zaczynasz umniejszać swój wysiłek. A przecież sęk w tym, że w ogóle nie wyznaczyłeś celu, kresu, finiszu. W takiej sytuacji zawsze możesz sobie powiedzieć, że jesteś jeszcze niewystarczająco daleko.
Wyznacz własne warunki wystarczalności
Zatem najpierw (absolutnie i bezwzględnie) musisz wyznaczyć warunki wystarczalności. Czyli postawić gdzieś metę zanim w ogóle zaczniesz biec.
I teraz dwie najważniejsze sprawy:
Nie owijaj w bawełnę
Warunkiem wystarczalności nie może być „jak będę piękna, mądra i bogata”. To za mało precyzyjna granica. Piękno, mądrość albo bogactwo w głównej mierze podlega subiektywnym osądom. To co mnie zwala z nóg swoim pięknem, nie musi Ciebie nawet zaciekawić.
Dlatego wyznacz swoją wystarczalność bardzo konkretnie, w odniesieniu do pojedynczych spraw, precyzyjnie nakreślonych projektów, faktycznych spotkań, namacalnych planów. Chwila po chwili, dzień po dniu. Na bieżąco i zawsze aktualnie. I trzymaj się suchych faktów a nie subiektywnych wrażeń i opinii.
Nie patrz na innych
Warunki wystarczalności nie mogą być zakotwiczone w opiniach, wrażeniach czy reakcjach innych ludzi. Oczywiście, fajnie jeśli zbierasz oklaski i komplementy, ale nie uzależniaj od nich swojego poczucia własnej wystarczalności.
„Jestem wystarczająco dobra” zaczyna się i kończy na Tobie. Reszta to bardzo miły bonus, oraz efekt uboczny Twojego poczucia wystarczalności. Dlaczego?
A przypomnij sobie, jak długi czas działania mają komplementy? Ktoś Ci powie: „jesteś świetna” – czy to oznacza, że już nigdy więcej w siebie nie zwątpisz? Nie za bardzo, prawda? Dlatego, że jedyną osobą, której opinia liczy się tak naprawdę – jesteś Ty.
Jaki z tego morał? Otóż warunki wystarczalności muszą dotyczyć tylko i wyłącznie Ciebie. A zatem: „sprzedane 100 tyś egzemplarzy mojej książki, uczynią ze mnie pisarkę” odpada. A w jego miejsce wskakuje: „jestem pisarką, jeśli każdego dnia napiszę 2000 słów i poświęcę 4 godziny mojej książce”.
Jak widzisz wyłącznie to drugie pozostaje tylko w Twojej gestii. Możesz w pełni tego od siebie wymagać i siebie z tego rozliczać. A czy możesz od siebie wymagać, żeby ktoś inny polubił to, co robisz? Nie. Nawet jeśli tego byś sobie życzyła.
No dobra, mamy więc dwa najważniejsze warunki wystarczalności – konkretnie i w odniesieniu do siebie. W praktyce to wygląda tak:
Chcesz wypaść jak najlepiej na rozmowie o pracę, czy na imieninach Cioci Jadzi? Zrozumiałe, tylko zanim wyjdziesz z domu, wyznacz sobie kilka wytycznych.
Poczuję się wystarczająco dobra (towarzyska, miła, zgrabna i powabna – do wyboru) kiedy:
pojawię się, a nie odwołam spotkanie w ostatniej chwili;
zachowam spokój, a jeśli wezmą mnie w krzyżowy ogień pytań, skorzystam z technik głębokiego oddychania;
będę autentyczna i lojalna wobec siebie.
W ten sposób, jeśli stawiłaś się, głęboko oddychałaś, oraz szczerze opowiadałaś o swoich opiniach, doświadczeniach i wrażeniach – możesz w drodze powrotnej do domu śmiało sobie powiedzieć, że dziś, na tym spotkaniu, byłaś wystarczająco dobra (towarzyska, miła, zgrabna i powabna). Dobiegłaś do mety i ukończyłaś swój mały maraton. Więcej nie mogłaś z siebie dać. To, co się zadzieje dalej, już nie zależy od Ciebie, tak jak zależały warunki wystarczalności, które wyznaczyłaś sobie przed wyjściem z domu.
Czy takie jedno spotkanie i jeden dzień wiele zmienią? Zapewne nie. Choć mogą zmienić trochę i po trochu.
Zwłaszcza jeśli warunki wystarczalności będziesz sobie wytyczać i trzymać się ich na każdym kroku. Na imieninach cioci. Podczas rozmowy z szefem. Robiąc ciasto. Pisząc książkę. Ćwicząc mięśnie ud. Robiąc się na bóstwo. Przeprowadzając najważniejszą rozmowę życia. Albo ucząc się języka obcego.
Wyznacz warunki – konkretne i zależne jedynie od Ciebie. Jeśli je dotrzymałaś – możesz sobie spokojnie powiedzieć „wystarczy!”.
Skończyłaś czytać ten tekst i zapewne zaraz zabierzesz się za coś innego – kiedy powiesz sobie „wystarczająco dobra”? Jakie warunki postawisz sobie na dziś? Napisz w komentarzu, z przyjemnością odpiszę :-)