Z internetem jest podobnie.
Największy problem z internetem
Moim skromnym zdaniem istnieje jeden, wyjątkowo szkodliwy sposób, w jaki możemy sobie zaszkodzić internetem, bo dotyczący niemalże każdego z nas – to te chwile, kiedy przewijamy strony, zdjęcia, komentarze, filmy i wszystko inne – bezmyślnie, bezrefleksyjnie, bez zastanowienia, odruchowo i nałogowo.
Czyli wtedy, kiedy zaglądasz do internetu bez żadnego powodu. Kiedy wcale nie chcesz sprawdzić pogody, ani o której odjeżdża autobus z pl. Piłsudskiego, ani kiedy w najbliższym kinie leci „Król lew”. Nie chcesz też zaprosić do siebie koleżanki, której dawno nie widziałeś, ale jednocześnie, nie wiedzieć czemu, potrzebujesz dowiedzieć się, co się zmieniło w ciągu ostatniej półgodziny u niej na profilu, w kraju i na świecie.
Najpewniej Twoi ulubieni twórcy nie wstawili w ciągu ostatnich 15 minut niczego nowego do oglądania albo poczytania – a jednak wchodzisz na internet i coś czytasz i coś oglądasz. Bo gdzie jak gdzie, ale na internecie ZAWSZE coś do czytania i oglądania się znajdzie.
„I co w tym złego?” – powiadasz. Otóż wiele. Bo jeśli co chwila z nudów bawisz się imadłem, prędzej czy później to Ciebie zaboli.
Kiedy bezmyśnie, bezrefleksyjnie, bez zastanowienia, odruchowo i nałogowo jesz – będziesz mieć problemy z wagą i/lub ze zdrowiem. Bo po prostu zjesz za dużo i nie to, co Ci służy.
Na podobnej zasadzie, kiedy bezmyśnie, bezrefleksyjnie, bez zastanowienia, odruchowo i nałogowo korzystasz z internetu – możesz się spodziewać problemów z samopoczuciem, koncentracją, stresem, pewnością siebie, czy samoakceptacją. Ponieważ konsumujesz za dużo treści, i do tego nie takich, które Ci służą, a raczej takich które:
Udowadniają Ci, że jesteś daleko z tyłu ze swoim życiem.
Pokazują Ci, że powinieneś w końcu zaspokoić potrzeby, o których istnieniu do teraz nie miałeś pojęcia.
Porównują Cię do tysięcy osób, z którymi nie masz nic wspólnego.
Mówią Ci, że kiepsko wyglądasz
Przekonują Cię, że jeszcze wiele Ci brakuje do ideału.
Rozpraszają, dekoncentrują i odciągają Ciebie od tego, co faktycznie chciałeś w tym czasie zrobić.
A Ty siedzisz. Nie za bardzo się skupiasz na tych przekazach, nie za bardzo przepuszczasz je przez jakieś sito, nie sprawdzasz, nie analizujesz krytycznie. To po prostu sobie leci. A Twój umysł te informacje chłonie.
A więc, czy wyłączać prąd, czy nie?
Moja odpowiedź brzmi: niekoniecznie. Nie ma takiej potrzeby. Podobnie jak nie ma potrzeby, żebyś od razu wyrzucał za okno swoje imadło.
Lepiej naucz się jednej ważnej rzeczy – używaj takich narzędzi, jak imadło czy internet, świadomie i intencjonalnie. To zmieni wszystko.
A jak to wygląda w praktyce?
Zachowaj świadomość tego, co robisz.
Jeśli nie masz faktycznie potrzeby wchodzić na internet, nie rób tego. Zrób w tym czasie coś innego: domowe pierogi z jagodami, sesję jogi, porządek w szufladzie z ubraniami, albo nawet domek z kart. Innymi słowy zrób coś poza rzeczywistością wirtualną. A jeśli nadal Ciebie korci, przypomnij sobie o tych punktach, które wypisałam nieco wyżej.
Kiedy już dajesz nura do sieci, rób to intencjonalnie.
Pomyśl:
- jaki masz cel i co chcesz uzyskać,
- po co i czego szukasz,
- jak wygląda to, co znalazłeś,
- czy treści, którymi właśnie się otaczasz, służą Twojemu zdrowiu psychicznemu,
- czy pomagają Ci uwierzyć w siebie, podbudowują Twoją pewność siebie i samoakceptację,
- czy może jest wręcz przeciwnie.
O wiele lepiej wyjść na spacer niż patrzeć się w ekran w trybie zombie.
Miej w pamięci, że nie musisz mówić „tak” każdej swojej zachciance.
Wiele z nich może spokojnie poczekać, te internetowe też. W ten sposób uczysz swój umysł samodyscypliny, umiejętności koncentracji, cierpliwości i wytrzymałości. A to bardzo bliscy sąsiedzi zrównoważenia i spokoju wewnętrznego. Zaglądając co chwila do ekranów i ekraników osiągasz efekt odwrotny.
Gdzieś usłyszałam, że im wcześniej zjesz coś słodkiego, tym bardziej będzie Ci się chciało słodkości w ciągu dnia, a przez to tym więcej ich zjesz. Nie wiem czy to na pewno naukowy fakt, ale na mnie ta metoda działa. Odnośnie cukru oraz internetu. Po przebudzeniu nie włączam komputera, i nie biorę do ręki komórki.
Wypracowałam sobie całą poranną rutynę wyciszającą i całość odbywa się offline. Dzięki czemu faktycznie w ciągu dnia czuję, że mam większą kontrolę i świadomość tego, co robię w sieci, jak często wchodzę na internet i po co to robię. Polecam, spróbuj, może Tobie też się przyda.
Na koniec dodam, że jeżeli czujesz potrzebę całkowitego detoksu internetowego – śmiało. To dobry pomysł. Powyłączaj wszystkie urządzenia, powyciągaj wtyczki z gniazdek i ciesz się elektroniczną ciszą. Sama też takie sesje sobie urządzam.
Jednak uważam, że ważniejsze jest nie tyle wyrywanie sobie z ręki komórki raz na jakiś czas, co nauka umiejętnego (pomocnego) posługiwania się nią na co dzień. Bo problem nie leży w samym narzędziu, a w sposobie, w jaki z niego korzystamy.
A jak Ty korzystasz z internetu? I najważniejsze – jak to na Ciebie działa? Co chciałabyś zmienić w swoich nawykach w sieci?