Tymi słowami niedawno poskarżyła mi się koleżanka, a właściwie to złożyła na moje ręce reklamację. Pomyślałam sobie, że pewnie wielu z nas też zmaga się z podobnym problemem. Chcemy bardziej cieszyć się z życia i myśleć w optymistyczny sposób. Chwytamy więc za książkę, jedną, drugą, za artykuł, być może nawet idziemy na warsztat.
I rzeczywiście – czujemy wyraźną poprawę! Słońce świeci, ptaszki ćwierkają, a nam chce się żyć. Jest cudownie. W końcu! Ale… po kilku dniach, po tygodniu, wszystko topnieje niczym śnieg na wiosnę. Entuzjazm znika. Energia opada. Powraca marazm i szara rzeczywistość. W końcu dochodzimy do podobnych wniosków jak moja koleżanka: to już nie działa.
Kiedyś ten problem mnie też dotyczył, jednak to już przeszłość. Po prostu przestałam testować, czy pozytywne praktyki działają i na jak długo starczają. Zrozumiałam, że równie dobrze można się poskarżyć na szczoteczkę do zębów, że nie działa, kiedy przestaję jej używać.
Skoro lepiej czujesz się po przeczytaniu artykułu, książki czy posłuchaniu audiobooka na temat rozwoju osobistego, to oznacza, że działa. A skoro działa, to po co przerywać?
Kiedy czujesz, że po zjedzeniu owoców, po bieganiu, po umyciu zębów, doświadczasz polepszenia samopoczucia i zdrowia, to nie przestajesz tego robić. Wprost przeciwnie, cieszysz się, że znalazłeś coś, co Ci służy i dzięki czemu Twoje życie jest milsze, spokojniejsze albo zdrowsze. Włączasz to w repertuar swoich codziennych rytuałów. Z pozytywnym myśleniem i poczuciem szczęścia jest tak samo.
Organ nieużywany zanika.
Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że to, czego nie ćwiczymy, marnieje. Niećwiczone mięśnie zanikają, a niećwiczone zdolności zacierają się w czasie.
Załóżmy, że w dzieciństwie chodziłeś na lekcje pianina, albo karate, ale to było wiele lat temu. Jeśli zechcesz przypomnieć sobie, jak to jest pograć albo poćwiczyć, sam zdziwisz się, jak bardzo wypadłeś z gry – sztywne ciało od palców po głowę.
Z intelektem nie jest inaczej. Widziałam to wiele, wiele razy, ucząc angielskiego. Nierzadko uczeń mi się skarżył: bardzo dużo umiałem i swobodnie mówiłem, ale teraz już nic nie pamiętam. Okazywało się, że miał roczną przerwę w nauce i teraz robił wrażenie, jakby zaczynał kompletnie od zera. Ta zasada obejmuje również poczucie szczęścia, pozytywne myślenie, spokój ducha, zadowolenie z siebie i ze swojego życia.
I tu zbliża się moment, być może dla niektórych na miarę odkrycia nowych lądów. A mianowicie: szczęście to umiejętność, podobnie jak fizyczna czy intelektualna sprawność.
Jeśli chcesz być szczęśliwy (a nie chce mi się wierzyć, że nie chcesz), to musisz się tego nauczyć i praktykować. Szczęście nie spadnie jak wielkie objawienie z nieba. Nie przyjdzie samo w nocy, byś pewnego ranka nagle obudził się jako szczęśliwy człowiek.
Zapewne jeszcze nie raz to powtórzę: szczęście to umiejętność. A to oznacza, że można o nim poczytać książki, posłuchać wykładów, zapisać się na lekcje, odrabiać prace domowe, uczyć się, studiować, praktykować oraz, co najważniejsze, ćwiczyć, ćwiczyć, i jeszcze raz ćwiczyć.
Bo szczęście to robienie. Czego? Wielu rzeczy. Od rozwoju osobistego, poprzez psychologię pozytywną, a kończąc na np. psychologii buddyjskiej. Dysponujemy całym wachlarzem dziedzin, nauk, praktyk po które możemy sięgać.
Ale przede wszystkim: szczęście to robienie tego, co Tobie odpowiada, co pasuje do Twojego temperamentu, co Cię inspiruje, angażuje, daje radość.
Higiena szczęścia – kilka praktyk
Psychologowie, nauczyciele, przewodnicy oferują całe masy praktyk i ćwiczeń, które zwiększają nasze zadowolenie z samego siebie, polepszają samopoczucie i samoocenę. Od mocno pobudzających, po wyciszające. Od wymagających, po bardzo proste do wykonania w każdym miejscu i o każdej porze. Wybierać naprawdę jest z czego.
Poniżej trzy moje ulubione metody na praktykowanie higieny szczęścia:
Umiejętność wyciszania własnych myśli
Absolutnym hitem są wszelkie praktyki medytacyjne. Odmian medytacji jest wiele. A jeszcze więcej ćwiczeń uważności. Można o nich poczytać, a potem spróbować samemu. Można też słuchać tak zwanych medytacji z przewodnikiem (polecam dla początkujących).
Każde ćwiczenie medytacyjne działa. Wycisza i uspokaja, stabilizuje i dodaje energii – a to jedynie efekt natychmiastowy. Regularne praktyki medytacyjne zmieniają mózg – dosłownie! Bo dzięki nim tworzą się nowe połączenia neuronalne w rejonach odpowiedzialnych za: pamięć, koncentrację, racjonalne myślenie, pozytywne nastawienie, empatię.
Dla zainteresowanych polecam takich nauczycieli mindfulness jak: Jack Kornfield, Thich Nhat Hanh, Jon Kabat-Zinn, Joseph Goldstein, Rick Hanson, Deepak Chopra.
Zauważanie i docenianie pozytywów, bycie wdzięcznym
Dziękczynienie, innymi słowy dziękowanie, bycie wdzięcznym, to praktyka bardzo skrupulatnie zbadana przez współczesnych psychologów pozytywnych. Paradoksalnie, po wielu latach dowiedzieli się oni tego samego, co starożytni znali już od dawna.
Codzienne praktykowanie wdzięczności jest jednym z najprostszych, a zarazem najskuteczniejszych sposobów na podwyższenie sobie poczucia szczęścia. Każdy z nas może poświęcić 2 minuty na wymienienie 3 powodów, za które jest wdzięczny. To może być coś tak niedużego jak nowa spinka do włosów, albo nawet tak wielkiego jak fakt, że oddychasz. Te 3 minuty możesz wygospodarować z rana, wieczorem. Możesz o nich pomyśleć, powiedzieć albo zapisać. Pamiętaj, by znajdywać nowe powody, za które jesteś wdzięczny.
Oczywiście jest wiele innych praktyk doceniania pozytywów i bycia wdzięcznym. Na przykład mail, który piszemy do 21 osób w 21 dni, dziękując im za to, że są i za to, co robią. Albo wizyta, którą składamy bliskiej osobie tylko po to, by jej podziękować za to, jak wpłynęła na Twoje życie.
Metod na podziękowanie komuś nie powinno nam zabraknąć, ponieważ każdy z nas jest w stanie sam je wymyślić.
Myszkowanie
A poprzez myszkowanie mam na myśli czytanie, słuchanie, oglądanie wszystkiego, co może Ci pomóc w ćwiczeniu umiejętności szczęścia. To niezwykłe doświadczenie, kiedy ktoś na drugim końcu świata, kogo nigdy nie poznałam, jest w stanie zmienić moje życie. Przewrócić mój porządek i zachęcić mnie do tego, bym poukładała go sobie na nowo.
W moim przypadku dzieje się tak za sprawą książek o szczęściu, o uważności, o umyśle i mózgu – o wszystkim, co przybliża mi zrozumienie samej siebie. A tym samym i innych ludzi.
Kończąc jedną książkę, natychmiast zaczynam kolejną. I nie zamierzam przerwać jak moja koleżanka. Nie chcę testować, co się stanie, jak zrobię przerwę. Podobnie jak nie zamierzam zaprzestać mycia zębów. Wiem, że poszerzanie wiedzy i świadomości na temat szczęścia czyni ze mnie szczęśliwszą osobę. Dlatego robię to – a że szczęście to przecież robienie, to zamierzam to robić bez końca.
Nie zniechęcaj się, nic nie idzie na marne. Każdy wysiłek się liczy: przeczytany artykuł, medytacja, lista z pozytywami, książka, audiobook, rozmowa, warsztat, wizyta. Cokolwiek zrobisz, każda minuta spędzona na praktykowaniu szczęścia jest Twoją inwestycją.
Wyobraź sobie, że to małe cegiełki, którymi budujesz swoje zadowolenie z życia. Czasami trzeba troszkę poczekać na większy efekt, ale nie on jest najważniejszy, tylko Twoje osobiste praktyki i czynności, które wykonujesz każdego dnia, aby coraz lepiej się czuć we własnej skórze.
I jak Ci się podobają moje pomysły na praktykowanie szczęścia? A może znasz jakieś inne, które wg Ciebie nieźle się sprawdzają? Nie krępuj się, podziel się w komentarzu :-)