To nie trwa długo. Zdecydowanie krócej niż kiedyś. (Uff, lata pracy nad sobą dają efekt.) Ale te kilka pierwszych chwil można skrócić do przeszywającego „AAAAAAAAA!!!!”
Drugie co pada, to moje zaufanie. Do wszystkiego. Do siebie, do swoich umiejętności, do innych ludzi i do całego świata.
Podejrzewam, że Ty też tak masz. (Spokojnie, wszystko pozostanie tylko między nami, dyskrecja gwarantowana.) Więc dobrze wiesz, że coś z tym przerażającym momentem TRZEBA zrobić. Ocknąć się i odnaleźć w sobie zagubiony zdrowy rozsądek i wiarę w siebie.
Ale wiedzieć, że „muszę coś zrobić”, a wiedzieć KIEDY i CO zrobić, to dwie różne bajki.
Kiedy? – najlepiej zanim kryzys nadejdzie
Odporność psychiczna kojarzy mi się z mrówką, która całe lato robiła zapasy i ciężko pracowała, żeby mieć z czego żyć w zimie. (Pamiętasz tą bajkę? Konik polny hulał całe lato, a potem nie miał co jeść – morał z tego wiadomy.)
Odporność buduje się tak samo jak zapasy na zimę – wtedy, kiedy nie ma takiej palącej potrzeby, i kiedy pogoda dopisuje a ptaszki śpiewają.
Innymi słowy, jeśli dzisiejszy dzień nie przynosi Ci mrożącego krew w żyłach kryzysu życiowego (rozwód, przeprowadzka do innego miasta, strata, koniec ulubionego serialu) – to jest idealny czas na gromadzenie zapasów odporności.
Co? – plan budowania odporności psychicznej
Już ustaliliśmy, że w pierwszej reakcji na kryzys najprawdopodobniej kompletnie tracisz głowę. Z tym nie radzę się siłować. Kryzys, jak potężna fala, przychodzi i od razu w pierwszych chwilach ścina z nóg.
Odporność nie polega na tym, że usztywnisz się i ani drgniesz. Odporność to elastyczność, dzięki której – jak drzewo na wietrze – wygniesz się, ale nie złamiesz.
Jak tego dokonać? Ćwiczyć swoje mięśnie ZANIM kryzys nadejdzie!
Jak?
Oddychaj
Fala kryzysu zmiata z Twojego umysłu zdrowy rozsądek, wiarę w siebie, i wiele innych Twoich mocnych stron. A jeśli chodzi o ciało, pierwsze, co zanika, to Twój oddech. Staje się coraz płytszy i coraz krótszy.
Czasami nawet przestajesz oddychać, kiedy zapiera Ci dech w piersiach. Bezwiednie napinasz mięśnie i sztywniejesz – za czym od razu podążają myśli. Znika elastyczność i swoboda, tak bardzo potrzebna w kryzysie.
Dlatego pierwsze, czego warto się nauczyć, to oddychanie. „Emilko, dziecko drogie, a co niby ja robię od pierwszego momentu po urodzeniu?” – zapytasz mnie całkiem słusznie. A ja Ci odpowiem: oddychasz – owszem, ale nieświadomie. Tak samo jak i nieświadomie wstrzymujesz oddech w stresie.
Kiedy nauczysz się oddychać świadomie, łatwiej będzie Ci wziąć głęboki i spokojny oddech w trudnym momencie. Uświadomisz sobie, że właśnie zaparło Ci dech. I tu mała rada – skup się głównie na wydechach, wydłużaj je specjalnie na tyle, na ile możesz.
To podczas wydechów uruchamiasz wrodzoną umiejętność relaksacyjną (znaną też pod nazwą parasympatyczny układ nerwowy). Im więcej ćwiczysz świadome oddychanie, tym łatwiej i szybciej odblokujesz się w momencie, który Cię zwali z nóg. Ćwicz oddechy rano i wieczorem, najlepiej przy otwartym oknie albo na zewnątrz
Zauważaj swoje odruchy
Ostrzegam – to będzie trudne. Każdy z nas reaguje na kryzysowe sytuacje. Jakoś. Jakkolwiek.
Nawet jeśli nie robisz nic i zastygasz w bezruchu, to też jest Twoja reakcja. Zauważ ją. Co robisz? Możliwości jest naprawdę wiele. Łapiesz za papierosa. Trzaskasz drzwiami i wychodzisz z domu. Krzyczysz na ludzi jak rudy wyjec. Załamujesz ręce. Płaczesz, zamykasz się w sobie, nie odzywasz się do nikogo. Nie możesz przestać mówić, gadasz o wszystkim tylko nie o sednie. Chcesz uratować cały świat. Przejmujesz całkowitą kontrolę nad sytuacją. Nie ufasz nikomu, wypierasz prawdę, zagłuszasz ją.
Coś robić musisz. Zauważ, co to w Twoim przypadku jest. Jeśli uda Ci się zaobserwować swoje automatyczne odruchy w odpowiedzi na stres, gwarantuję Ci, że będzie to przełomowy moment w Twoim życiu. Bo tylko dzięki obserwacji zauważysz, czy najtrudniejsze chwile – sobie ułatwiasz, czy może (całkiem nieświadomie) utrudniasz i czynisz je jeszcze cięższymi.
Odruchy typu krytyka i agresja do siebie lub innych, wypieranie problemu, czy zamknięcie się w sobie – jak się domyślasz – nie wnoszą wiele dobrego. Przyglądając się swoim ustawieniom fabrycznym, otwierasz szansę na ich zamianę w konstruktywne metody radzenia sobie z problemami.
W tym celu nie czekaj na tornado i zacznij obserwować swoje automatyzmy już dziś. Jak reagujesz, kiedy pojawi się mały problem? Zadaj sobie pytanie „Czy to, co robię, mi służy?”
Zdystansuj się
Niekoniecznie po to, żeby zobaczyć swój problem z innej perspektywy, ale przede wszystkim, żebyś zobaczył siebie samego z nieznanej Ci strony.
Oczami wyobraźni oddal się, i zobacz człowieka, którego spotkało coś złego, smutnego, nieprzyjemnego. Zobacz osobę, która, nawet jeśli nie radzi sobie z tą sytuacją, reaguje tak, jak potrafi najlepiej – gdyby potrafił lepiej, tak też by postąpił. Zobacz człowieka, który aktualnie cierpi – gdyby na jego miejscu stał Twój przyjaciel, albo bratanica, to pierwszym Twoim odruchem byłoby współczucie.
Poczułbyś to empatyczne ukłucie w sercu. Chciałbyś rzucić się jej na pomoc. Przytulić, poklepać po ramieniu i powiedzieć kilka pokrzepiających słów, choćby zwyczajne: „widzę, przez co przechodzisz, rozumiem dlaczego tak się czujesz, nie jesteś sam”.
Zrób dystans i spójrz na siebie z takiej odległości, która spowoduje, że zaczniesz sobie okazywać ciepło i empatię. Kiedy stajesz się dla siebie wsparciem – każdy problem robi na Tobie całkowicie inne wrażenie.
Daj upust
Wypłacz, wypisz, wygadaj – daj upust temu, co Cię gryzie. Im więcej z siebie wyrzucisz, tym mniej zostanie w środku. To mogą być łzy, to mogą być słowa. Jeśli masz przyjazne ucho na podorędziu, wygadaj się, a jeśli nie, chwytaj za zeszyt i ołówek.
To umiejętność, którą też warto ćwiczyć, nawet „na sucho”. Bo jeśli z natury jesteś osobą skrytą, to w momencie kryzysowym tym trudniej będzie Ci się otworzyć (wierz mi, coś o tym wiem).
Dlatego nie czekaj na trzęsienie ziemi i praktykuj opowiadanie o swoich poglądach, emocjach, pomysłach. Dziel się nimi z kimkolwiek, kto zechce Cię wysłuchać. To nie musi być zawsze rozmowa twarzą w twarz. Może być mail, sms, albo komentarz pod tekstem na jakimś bardzo ciekawym blogu (aluzja, całkiem udana co?).
Wiem, to wszystko kosztuje trochę pracy. Nie twierdzę że jest inaczej. Ale jeśli chcesz przetrwać zimę jak mrówka, w dostatku, to latem trzeba zakasać rękawy.
Która z sugestii najbardziej do Ciebie przemawia? Co mógłbyś / mogłabyś przetestować już dziś? Kiedy i jak tego dokonasz? Skrobnij parę słówek w komentarzu :-)