Świadczyły o tym zaburzenia w okolicach rejonów powiązanych z empatią, moralnością i samokontrolą.
Wiedział, że wśród wyników badań znajdują się też te, należące do członków jego rodziny, dlatego dla spokoju sprawdził kod badania. Wyobrażam sobie jego minę, kiedy odkrył, że ów patologiczny umysł, który właśnie analizował, należał… do niego samego!
Profesor psychiatrii, doktor neuroanatomii, wykładowca na Uniwersytecie Kalifornijskim, badacz mózgu i szczęśliwie żonaty facet – psychopatą? Jak to możliwe, że James Fallon nie zboczył na złą drogę?
Ty = więcej niż geny
Dla pewności przepuścił swoją potencjalnie patologiczną głowę oraz kod genetyczny jeszcze przez kilka dodatkowych testów. Niestety – wszystkie potwierdziły początkową tezę: wysokie ryzyko agresji, przemocy, narcyzm, bezwzględność i bardzo niski poziom empatii – jednym słowem cechy typowe dla psychopatów. Jak sam potem to określił: „z urodzenia jestem mordercą.”
A więc jakim cudem prof. Fallon, jedyne w czym chce pobić innych, to Scrabble? Jak sam stwierdził: wszystko to dzięki środowisku, w którym się wychował. Bo oprócz patologicznego profilu funkcjonowania mózgu oraz genów psychopaty, potrzebny jest jeszcze jeden składnik, którego u prof. Fallona na szczęście zabrakło – przemoc w dzieciństwie. Jak sam twierdzi, miał wspaniałe dzieciństwo i bardzo udane relacje z rodzicami, rodzeństwem i pozostałą rodziną.
Jego własna historia zmusiła go do zmiany opinii. Wcześniej twierdził, że wyposażenie genetyczne wystarczy, by przypieczętować czyjś los. Dziś już wie, że środowisko, w jakim się wychowujemy, może zmienić wszystko.
Środowisko wpływa na nas przez całe życie
Wielu nie miało takiego szczęścia jak prof. Fallon, i to przez nich słyszymy o zamachach, zbrodniach, morderstwach. Ale nie trzeba aż tak skrajnych przypadków, żeby wiedzieć, że środowisko znacznie wpływa na Twoje funkcjonowanie.
Weźmy na przykład iloraz inteligencji. Czy wiesz, że między rokiem 1947 a 2002 przeciętne IQ wzrosło o 18 punktów? Industrializacja i nowoczesny styl życia zrobiły swoje. Bo środowisko wpływa na nasz rozwój nie tylko w okresie wczesnego dzieciństwa, ale i przez całe życie.
40% do Twojej dyspozycji
Choć nie wybieramy sobie środowiska, w którym się rodzimy i spędzamy pierwsze lata życia, to jako dorośli na szczęście mamy o wiele więcej do powiedzenia niż dwuletnie dziecko.
W końcu przychodzi taki moment, kiedy to Ty tworzysz swoje środowisko i to Ty sam siebie „wychowujesz” otaczając opieką, decydując o tym, w co się angażujesz, jak spędzasz wolny czas, czemu poświęcasz swoją uwagę.
A to oznacza, że w sporej mierze to od Ciebie zależy, czy Twoje życie będzie lepsze i szczęśliwsze, niż jest obecnie. W sporej, bo dokładnie w 40%.
Sonya Lyubomirsky po wnikliwych analizach i badaniach oszacowała procentowy udział genów i środowiska w produkcji efektu końcowego, jakim jest Twoje poczucie szczęścia i zadowolenia z życia.
Otóż około 50% Twojego szczęścia to, owszem, geny. Czyli poziom szczęścia, z którego startujesz i z którym się po prostu rodzisz. Tak samo jak z niebieskimi oczami, wysoką wrażliwością, czy – jak w przypadku profesora Falonn’a – tendencjami psychopatycznymi.
Pozostała połowa dzieli się na dwie podkategorie.
Pierwsza, 10-procentowa grupa to wpływ otoczenia na nasze dorosłe życie
Chodzi tutaj o Twoje zarobki, mieszkanie, małżeństwo, wiek, wykształcenie i tym podobne. Czyli coś, na co współczesna kultura kładzie największy nacisk i uwagę, a co buduje zaledwie 10% poczucia szczęścia!
OK, mamy geny (50%), mamy środowisko (10%), a co z pozostałymi 40%?
Pozostałe 40% to Intencjonalne codzienne działania
A co to takiego? Dokładnie to, co robisz, żeby Twoje poczucie szczęścia było w świetnej formie. Ja to nazywam wewnętrznym środowiskiem.
I zanim rzucisz się na rower albo matę do jogi, skup się jeszcze na chwilę, bo warto wiedzieć się, jak i za co się chwycić:
Żeby Twoje intencjonalne działania faktycznie podniosły Twoje poczucie szczęścia, musisz spełnić 4 warunki:
wybieraj coś o pozytywnym charakterze (czyli na przykład plotkowanie na sąsiadów przy kawce – choć wydawałoby się takie przyjemne – odpada);
wybieraj coś, co pasuje do Twojej osobowości i Twoich potrzeb (introwertycy: nie ciągnijcie siebie na imprezę co sobotę, a ekstrawertycy: nie przymuszajcie siebie do medytacji);
przyłóż się do tego, co robisz, nie rób nic „ot, żeby było”, bo tylko zmarnujesz swój czas;
urozmaicaj miejsce i czas swoich intencjonalnych pozytywnych aktywności (czyli nie biegaj zawsze po tej samej ścieżce i nie puszczaj latawca zawsze na tej samej łące).
A w co warto zainwestować swoje 40% uwagi i energii? Na przykład w:
ćwiczenie pozytywnego myślenia (o tym już niedługo osobny tekst), naukę wdzięczności za to, co masz,
w stałe i dające satysfakcję związki z innymi ludźmi,
w przywoływanie siebie do teraźniejszości (w zamian za zadręczanie się przeszłością i zamartwianie przyszłością),
w ćwiczenia fizyczne,
w życie duchowe – jakkolwiek byś je pojmował.
Wygrać z sobą samym
James Fallon bardzo dużo zawdzięcza swojej mamie – co często podkreśla. Ale jednocześnie, stale i intensywnie pracuje sam nad sobą. Jest świadomy swoich tendencji do manipulacji ludźmi. Co prawda nie doprowadza nimi do zbrodni, ale nawet swoje „niewinne” żarty widzi, po badaniu, nieco inaczej.
Wyrobił w sobie nawyk patrzenia sobie na ręce. Pilnuje się i przyłapuje się na owych żartach, a za punkt honoru stawia sobie otwartość i szczerość w kontaktach z ludźmi. Od razu wyjaśnia, przyznaje się i prostuje to, do czego podkusiła go jego natura.
Innymi słowy, jako dorosła osoba sam zadbał o swoje środowisko, o swoje 40%, tak by wydobywało i pielęgnowało jego dobre geny, a uśpiło te gorsze.
Jak to sam określa: „Nie gram już z ludźmi, ale sam ze sobą. Sam jestem swoim najlepszym przeciwnikiem. Jeśli sam siebie pobiję – wtedy wygrywam.”
Coś pozytywnego, czego potrzebujesz, coś zgodnego z Twoją osobowością, do czego się przyłożysz i urozmaicisz – co to będzie w Twoim przypadku?
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)