„Jest źle, za mało się postarałaś, musisz się zmienić, powinnaś inaczej postąpić, znowu głupio wyszło, daleko ci do ideału.”
…czy może:
„Masz tak dużo do zaoferowania światu, jesteś wyjątkowa, ważna, starasz się każdego dnia, i mimo że popełniasz błędy, to uczysz się na nich, wyciągasz wnioski i idziesz dalej.”
Czy opcja, która lepiej brzmi dla Twojego ucha, jest tą samą, którą wybierasz najczęściej?
Autoempatia w 3 punktach
Wyobraź sobie, co zmieniłoby się w Twoim życiu, gdybyś zaopiekowała się sobą, jak najbardziej cenną istotą na ziemi? Jak byś się czuła, co byś zrobiła, a z czego być może zrezygnowałabyś, gdybyś wiedziała, że przy Tobie jest ktoś przyjazny, sprzyjający Ci, wspierający, pomocny, ciepły, życzliwy, delikatny, wyrozumiały i mający jedynie Twoje dobro na względzie.
Bo właśnie tym jest autoempatia, lub inaczej – współczucie do samego siebie. W skrócie – potrzebne są 3 warunkami, żeby zjawisko autoempatii zaistniało:
- serdeczność i życzliwość względem siebie;
- świadomość własnego cierpienia;
- chęć i wysiłek, by ulżyć temu cierpieniu.
Najlepszy przyjaciel jest w głowie
„Potrzebujemy współczucia do samego siebie, ponieważ życie jest ciężkie“ – tak stwierdza Paul Gilbert, terapeuta i wiodący badacz tej dziedziny psychologii. To proste spostrzeżenie, ale szybko przestaje takie być, kiedy spojrzymy na własną praktykę tej zasady.
Życzliwość i ciepło w stosunku do siebie daje motywacji, odwagi i siły do działania. Poczucie, że nie spodziewasz się z własnej strony biczowania za każde potknięcie, zachęca Cię do stawiania kolejnych kroków. Świadomość, że nie nastraszysz siebie, że nie skrytykujesz siebie w najokrutniejszy z możliwych sposobów, nie ukażesz, sprawia, że Twój świat staje się coraz bezpieczniejszym miejscem do życia. Środowiskiem, w którym możesz próbować, podejmować ryzyko i otwierać się, bo czujesz, że w Twoim sercu i głowie mieszka Twój najlepszy przyjaciel.
Piękne, choć nie takie oczywiste
Skoro lepiej żyć z przyjacielem niż z wrogiem, skoro łatwiej jechać konno, niż iść piechotą, to czemu tak się dzieje, że wróg dochodzi do głosu, a koń zaraz nam się zbuntuje?
Istnieje wiele powodów, dla których autoempatia ułatwia życie i warto ją praktykować. Niestety wymyśliliśmy sobie też wiele kontrargumentów. Co gorsza, uwierzyliśmy w nie i w to, że autoempatia to coś złego.
Oto co często stoi nam na przeszkodzie:
Autoempatia, czyli słabość
Kojarzymy ją z pobłażaniem sobie i z miękkością, kiedy trzeba być twardym. Dla wielu osób już rozmowa na takie tematy to słabość, a przez to kompletna strata czasu. Jeśli chcesz jechać konno, to w ręku musisz trzymać bat – takie to założenie. Które nie wybiega za daleko w przyszłość i nie bierze pod uwagę możliwości, że ów koń w końcu nie wytrzyma i zrzuci swego jeźdźca z grzbietu.
Obrona krytyki
„No ale czy nie powinniśmy patrzeć na siebie krytycznie? Krytyka motywuje do zmian.” – pomyślisz być może. Tak, oczywiście, że jej potrzebujemy. Ale krytyki konstruktywnej, życzliwej, mającej na celu nasze dobro, rozwój. Krytyki, dzięki której przybędzie nam motywacji i sił do działania – a nie wrednej, złośliwej i bezlitosnej, która przejedzie nas walcem. Jedynie ta pierwsza jest w stanie dodać nam sił, druga natomiast bardzo skutecznie nam je odbiera.
Nikt nas nie uczy autoempatii
I nie mówię już o tak szalonym marzeniu, jakim jest autoempatia jako przedmiot w szkole państwowej, ale o przyjaznym stosunku do siebie, jako mądrości przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Przeskanuj w pamięci środowisko, w którym się wychowywałaś i powiedz, czy znajdziesz wiele przykładów osób autoempatycznych? Wzorów, od których mógłbyś się tego nauczyć, tak jak nauczyłeś się chodzić czy mówić?
Autoempatia to coś nowego
Być może nigdy wcześniej nie natknęłaś się na nie-krytyczne podejście do siebie (nie mylić z bezkrytycznym), ale kiedy już przydarzy Ci się o autoempatii usłyszeć, wybuchasz ze złości. Christopher Germer opisuje to zjawisko tak: kiedy ogień jest pozbawiony tlenu, nagła dostawa świeżego powietrza wywołuje małą eksplozję. Podobnie osoby mocno krytykujące siebie, doświadczają gwałtownej reakcji na autoempatię. Kiedy samokrytyka była nawykiem tak mocnym, trudno nagle ją porzucić i przyznać jej nieskuteczność. Stąd pierwszym odruchem będzie opór.
Ucieczka w przód
Samokrytyka bywa bardzo sprytnym mechanizmem przetrwania. Zanim usłyszymy krytykę ze strony innych, staramy się ich wyprzedzić, czym prędzej krytykując sami siebie. Na przykład: jeśli swoją orientację w terenie oceniam jako fatalną, bo potrafię się zgubić nie tylko w moim rodzinnym mieście, ale i w większym sklepie, to lepiej jeśli sama jako pierwsza złożę słowa samokrytyki, wyprzedzając w ten sposób kolegę, którego właśnie podrzucam do domu bardzo niestandardową trasą.
Całkiem nowa płyta
„Ty się nie odzywaj, ryby i dzieci głosu nie mają!” Krytyką rodzice mogą kontrolować zachowanie dzieci. Nic dziwnego, że później wchodzi nam to w krew, jako pomocne i rozsądne narzędzie kontroli sytuacji. I choć w dorosłym życiu krytyczna babcia czy ciocia (bo wcale nie musi to być rodzic) przez większość czasu nie są już przy nas obecne, to w głowie ich nagrane wypowiedzi lecą jak z płyty, na okrągło. Przez co nauczyłaś się, że nie ma takiej możliwości, żeby się ze sobą zaprzyjaźnić, podejść do siebie łagodnie, traktować siebie ciepło i liczyć się z własnymi opiniami i uczuciami – takiej płyty brak w Twojej mentalnej płytotece.
Autoempatia to przeciwległy biegun perfekcyjności
Często wierzymy, że jeśli jesteśmy idealnie ubrani, idealnie uczesani, idealnie wykonujemy swoje obowiązki, adekwatnie się zachowujemy się, dużo zarabiamy i odpowiednio mieszkamy, to tylko wtedy zasługujemy na miłość. A póki co nie zasługujemy na nic, a na pewno nie na przyjaźń, przychylność, czy łagodność. Może kiedyś, kiedy spełnimy całą listę warunków. Więc jedyne co pozostaje, to walczyć o perfekcyjność, a przyjaźń do siebie odsuwać w czasie.
Wyindywidualizowaliśmy się z własnego otoczenia
Żyjemy w kulturze indywidualistycznej, a niezależność, o którą jesteśmy gotowi walczyć do ostatniej kropli krwi, niekiedy potrafi ugryźć nas w tyłek. Bo skoro jesteśmy niezależnymi jednostkami, to wszystko znajduje się w naszych rękach. A skoro nie masz tego, co chcesz, to możesz winić jedynie siebie, czyt.: ciągle siebie krytykować, za to wszystko, czego Ci się nie udało osiągnąć.
Gdyby nie empatia, nasz gatunek nie przetrwałby, nikt by nikomu nie pomógł, nikt nikim nie zaopiekowałby się, ani nie współpracował z nikim. Stąd można przypuszczać, że empatię wyssaliśmy z mlekiem matki. Zauważ, o ile szybciej bije Ci serce, kiedy widzisz krzywdę dziecka czy zwierzaka, kiedy przyjaciel jest w biedzie, albo kiedy siostra prosi o pomoc.
Jednak ewolucja spłatała nam figla. Tej samej empatii, którą tak szczodrze obdarowujemy innym, nie wystarczyło już dla nas samych.
Zapomnieliśmy o tej umiejętności i musimy uczyć się jej na nowo, co nie jest takie oczywiste ani łatwe. Jednak bardzo cenne, bo umysł, który żyje na pokojowych warunkach sam ze sobą, to umysł życzliwy, trzeźwo myślący i spokojny. Innymi słowy to umysł autoempatyczny.
Współczucie do siebie nie jest ani łatwe, ani szybkie. Dlatego nie naciskaj na siebie, nie złość się, nie rób sobie wyrzutów, że Ci nie wychodzi, a krytyka pod własnym adresem wraca jak bumerang. Zważ na to, że powodów dla których trochę się z tym tematem zmagasz jest naprawdę wiele, i żadnym z nich nie jest Twoja wina. Zrozum, że to coś całkiem nowego, czego nigdy wcześniej nie doświadczałaś i nie czułaś.
A to zrozumienie będzie autoempatią w czystej formie.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)