- Nie psuj mnie.
- Nie bój się stanowczości.
- Nie bagatelizuj moich złych nawyków.
- Nie dawaj mi obietnic bez pokrycia.
- Nie odtrącaj mnie, gdy dręczę cię pytaniami.
- Nie bądź niekonsekwentny.
To tylko kilka punktów ze słynnej listy Janusza Korcza, wychowawcy i edukatora, pt. „Prośba Twojego Dziecka”.
Wskazówki mądre, ale czy możliwe do wykonania? Tak. Ale pod jednym warunkiem.
Rodzicu, zacznij od siebie. Skup się na sobie. Zrozum siebie i popracuj nad sobą. A nie nad dzieckiem. Idealnie byłoby, gdybyś to zrobił zanim zdecydujesz się na dziecko. Na szczęście na pracę nad sobą nigdy nie jest za późno.
Przyjrzyj się sobie. Swojej przeszłości. Zaopiekuj się sobą. Zalecz rany i zrób z nich blizny. A Twoje dziecko będzie szczęśliwsze, bo będzie miało wolnych rodziców.
Spójrz na siebie, a nie na dziecko
Twoje dziecko Cię nie słucha. Ono Cię naśladuje. Albo jak powiedział eseista James Baldwin: „Dzieci nigdy nie są dobre w słuchaniu dorosłych, ale za to nigdy nie zawodzą w kwestii imitowania dorosłych.”
Dlatego jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko czuło własną wartość, wierzyło we własne możliwości, spełniało własne marzenia, odważnie szło po swojej ścieżce i optymistycznie patrzyło we własną przyszłość – najpierw spójrz na siebie. Twoje dziecko ciągle na Ciebie patrzy i małpuje to, co widzisz – Twoje emocje, zachowania i słowa.
Dwie opcje do wyboru
Każdy z nas liże własne rany z dzieciństwa, (z lepszym lub gorszym skutkiem). Bo nie ma rodzin idealnych. To bardzo ludzkie.
I kiedy skusisz się na auto-obserwację, bez problemu usłyszysz echo miażdżących wydarzeń, słów, lub gestów z wczesnego dzieciństwa. Wybrzmiewa do dziś i to całkiem mocno.
Masz dwie opcje do wyboru, co z tym bagażem zrobić dalej:
- albo go przekażesz,
- albo przeformujesz.
Opcja 1: przekazuję
To opcja, którą wybierasz, nawet o tym nie wiedząc. W skrócie: „Tak się u mnie w rodzinie robiło od zawsze, tak i ja robię.” Rodzinne przepisy kulinarne, pamiątki, śmieszne opowieści o wujku Zdzisiu, zwątpienie we własne możliwości, bezsilność, tendencje do obwiniania całego świata, poczucie niższości, osamotnienie, nerwowość, chłód emocjonalny i wiele innych rodzinnych „skarbów”, które odziedziczyłaś po wcześniejszych pokoleniach, teraz przekazujesz następnym.
Jeśli sama ich nie wyłowisz na powierzchnię świadomości, nie obejrzysz, nie zmodyfikujesz, i nie odsiejesz – będziesz przekazywać dalej swoim dzieciom to, co kiedyś Tobie było niemiłe. Nie mając nawet o tym pojęcia.
Opcja 2: przeformuję
Przeformować znaczy zmienić, przekształcić, i zmodyfikować bagaż, który dostałaś w spadku po rodzicach czy dziadkach. A wszystko po to, żeby Tobie żyło się lepiej, lżej i pozytywniej.
Tym samym też po to, żeby nie przywiązać tej kuli u nogi własnym dzieciom.
Przeformować znaczy obalić rodzicielskie mity
Dobry rodzic to (samo)świadomy rodzic. To rodzic, który pracuje przede wszystkim nad sobą.
Który krok po kroku (a liczy się nawet najmniejszy) świadomie buduje poczucie własnej wartości, autoempatię, samoakceptację, przyjazny wewnętrzny dialog, równowagę i spokój wewnętrzny, oraz cechy takie jak stanowczość, konsekwencja, asertywność, lub samodyscyplina.
Tylko wtedy, kiedy wypracuje te zasoby psychologiczne będzie miał z czego obdzielać swoje dzieci.
Ale żeby tak się stało, najpierw masz przed sobą mur do przeskoczenia, czyli Mity o rodzicielstwie, które warto obalić.
Oto one:
Dla dziecka zrobię wszystko
We wszystko – nie wątpię. Ale czy na pewno dla dziecka? Czy wszystkie pastelowe gadżety, markowe metki, urodzinowe kinderbale na pewno liczą się dla dwulatka? Czy przymusowe lekcje gry na pianinie przez 8 lat to inicjatywa samego dziecka?
Nie wszystko, co robi rodzic, jest z myślą o dobru dziecka. Czasami jedyne dobro, jakie się liczy, to dobro rodzica, choć bez pracy nad sobą, najprawdopodobniej nie zdaje sobie z tego sprawy.
Moje dziecko jest najwspanialsze
Nie śmiem twierdzić, że jest inaczej. Ale najważniejsze – co Ty zrobisz z tym stwierdzeniem, kiedy oświadczy Ci, że nie chce iść na studia. Albo że nie chce przejąć po Tobie firmy, którą budowałeś przez całe życie. Albo kiedy przedstawi Ci partnera życiowego tej samej płci. Innymi słowy: kiedy nie zrealizuje TWOICH planów na życie.
Czy wtedy będzie nadal najwspanialsze?
Najważniejsze, że kocham moje dziecko ponad wszystko
Kochasz z pewnością jak nikt inny na świecie. Tylko że miłość jest ślepa i nie wyrobi się na tak trudnych zakrętach, jak nauczenie dziecka poczucia własnej wartości, autoempatii, samoakceptacji, spokoju wewnętrznego, nadziei czy rozwijania własnego potencjału.
Tu świetnie sprawdzi się samoświadomość rodziców. Świadomość tego, co robią, co i jak mówią do swojego dziecka. Bo działając tylko w świadomy sposób, opanują swoje własne zapędy, tęsknoty, oczekiwania i niespełnione marzenia, przed przerzuceniem ich na dzieci.
Bycie rodzicem to wielkie poświecenie w czystej formie
Rodzicielstwo to ogromny wysiłek: czasowy, finansowy, energetyczny, emocjonalny. Niezaprzeczalnie. Tylko mam pewien opór przed nazwaniem tego poświęceniem (zresztą, na to słowo mam szczególną alergię, o czym wspominałam w tekście pt. „Chcesz pomóc innym? – Świetnie! A zatem w pierwszej kolejności zaopiekuj się sobą”).
Bo wysiłek to jedna strona medalu. Ale istnieje też druga, a są nią korzyści, jakie rodzic otrzymuje w zamian za ten wysiłek – o czym nie zawsze chętnie mówi. Poczucie władzy, kontroli nad drugą osobą. Bezwarunkowe uwielbienie, i akceptacja ze strony dziecka. (Nie wspominając o takich ekstra bonusach jak możliwość pochwalenia się przed znajomymi dziecka osiągnięciami w szkole czy na zajęciach z dżudo.)
Chcę dla mojego dziecka jak najlepiej
Na poziomie świadomym na pewno chcesz. Ale jeśli zejdziesz nieco niżej i zerkniesz na nieświadome intencje – można by zapytać: czy dla dziecka? Czy przypadkiem jednak dla siebie?
Bo to Ty potrzebujesz aprobaty ze strony rodziny i znajomych, którą dzięki dziecku na pewno uzyskasz. To Ty być może spełniasz oczekiwania swojego otoczenia, które od lat już czekało na wnuka, siostrzeńca, czy bratanicę. To Ty realizujesz kolejne zadanie życiowe obok szkoły, pracy, domu i posadzenia drzewka. To na Twoją miarę skrojone są daleko sięgające (nawet jeśli ogólnie zakreślone) plany szkół, pracy, związków i definicji szczęścia dziecka.
Moje dziecko to przedłużenie mnie
Nie. Twoje dziecko ma swoje marzenia, plany, myśli, preferencje czy uczucia. Nawet jeśli w malutkim zalążku, to już są jego, a nie Twoje. Mogą się z Twoimi zazębiać, ale nie muszą. I jeśli świadomie rozliczysz się z własnych pobudek, intencji, decyzji – nie będziesz go do tego zmuszać. Pomożesz mu się rozwijać w takim kierunku, w którym ono zechce. Nawet jeśli będzie przeciwny Twoim wyobrażeniom na ten temat.
Jakiś czas temu w tekście o związkach pokazałam, że jeśli chcesz być dobrym partnerem – najpierw zadbaj o siebie.
Tak i teraz w temacie rodzicielstwa stwierdzam: jeśli chcesz dobra swojego dziecka – najpierw zaopiekuj się sobą, i swoim wewnętrznym dzieckiem.
Powtarzam się? No pewnie że tak! I będę dalej to powtarzać – poznaj siebie, spróbuj siebie zrozumieć (a nie krytykować) i zaopiekuj się sobą. Twoje dziecko skorzysta na tym po stokroć bardziej niż na najnowszej zabawce czy ślicznym ubranku.
Bo kiedy nakierujesz swoją uwagę i energię na siebie, zrozumiesz swoją przeszłość, uświadomisz sobie drogi, którymi podążają Twoje myśli – wtedy staniesz się świadomym rodzicem, partnerem, przyjacielem i człowiekiem.
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)