Pewnie nie zwracasz na to uwagi, ale każdego dnia, przy każdej najdrobniejszej decyzji, Twój mózg rejestruje wszystko, co robisz, a z każdą powtórką robi to coraz lepiej.
To fantastyczna umiejętność, która użyta we właściwy sposób, przydaje się przez całe życie. Dzięki powtórkom, możesz nauczyć się obcego języka, jeździć na rowerze, czy grać na pianinie. Stajesz się coraz lepszy w tym, co regularnie powtarzasz. A im częściej, tym płynniej to robisz, dzięki czemu dana umiejętność wychodzi Ci coraz lepiej.
I w tym momencie chciałabym postawić małe „ale”. Bo właśnie przez to, że stajemy się w czymś coraz lepsi, czasami dobrze jest mieć się na baczności. Oczywiście nie w kwestii gry na pianinie, czy innych przydatnych umiejętności podnoszących komfort twojego życia. Ale przy wielu różnych, szkodliwych praktykach, których po prostu nie warto ćwiczyć.
Co to za praktyki? Jest ich wiele, a poniżej wyodrębnię tylko 4 przykłady, przy których naprawdę warto uważać, bo bycie w nich biegłym, nie zadziała na Ciebie korzystnie.
Narzekanie
Narzekanie nie jest tylko polskim wynalazkiem. To ogólnoludzka przywara i jedna z praktyk, w których stajemy się mistrzami w oka mgnieniu.
Lekkie, bezwysiłkowe narzekanie nie potrzebuje wielu powtórek, by stało się świetnie opanowaną umiejętnością. Niestety, po pewnym czasie, już nie przynosi ulgi – choć łudziłeś się, że tak będzie. Za to świetnie uczy zauważania jedynie minusów. Nagle negatywy same wchodzą w oczy, podczas gdy pozytywy wydają się nie istnieć. I z czasem coraz bardziej myślisz, że ten świat właśnie taki jest. A to nie on jest niesprawiedliwy i okrutny, tylko Ty wyćwiczyłeś się w zwracaniu uwagi i wyolbrzymianiu samych problemów.
Spychologia
Był czas, kiedy bez większego zastanowienia mówiłam: „ta pogoda dziś taka, że nic nie wychodzi, nic się nie chce i wszystko boli”. I tak spychałam odpowiedzialność z siebie na deszcz – bo za bardzo leje, na słońce – bo za jasno świeci, na mróz – bo za mocno szczypie. Trwało to do czasu, gdy w dość niekorzystnej aurze usłyszałam od 90-letniego, uśmiechniętego Norwega: „nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”.
Wtedy poczułam, jakby ktoś mnie puknął w głowę i zapytał: „co ty wyprawiasz?” Od tego momentu przyrzekłam sobie nie wykręcać się pogodą, bo to jedynie spychologia, która ma oddalić w czasie, lub przestrzeni to, co i tak do mnie wróci.
To ja odpowiadam za to, co robię, a nie słońce, czy opady atmosferyczne. Podobna zasada tyczy się innych ludzi, polityków, systemu, szefa w pracy, czy sąsiada. Znacznie łatwiej jest przypisać odpowiedzialność im wszystkim, niż przyjąć ją na klatę. I dlatego, że łatwo jest tak myśleć, szybko o wprawę w tej niepomocnej umiejętności.
Czarna poczta pantoflowa
Przeczytałam kiedyś o pewnej zasadzie: „jeśli masz coś złego do powiedzenia – przemilcz to, jeśli masz coś dobrego – powiedz o tym każdemu, kogo spotkasz”. To może nieco przesadzona rada, bo rzecz jasna, negatywne wydarzenia też warto zrozumieć, przemyśleć i wyciągać z nich wnioski. Ale jeśli chodzi o mniej ważne informacje, to zgadzam się z nią.
Wyobraź sobie, że w drodze do domu, jesteś świadkiem brzydkiej kłótni w sklepie. A idąc dalej, zauważasz wylegującego się na parapecie kota. Jeśli masz wybrać jedno wydarzenie, o którym opowiesz niczego niepodejrzewającej współlokatorce, dziewczynie, czy mamie, to które to będzie?
Jasne, możesz wybrać to, w którym ludzie wykłócają się o jeden grosz, i skwitować to puentą, jak ten świat schodzi na psy (nie obrażając psów). Ale możesz też zrobić zdjęcie sympatycznego zwierzaka, śledzącego z parapetu Twój każdy ruch. Informacje, które przekazujesz komuś innemu, potraktuj jak przedmiot, który mu sprezentujesz. Czy chcesz komuś podarować worek ze śmieciami czy czekoladę? To dziwne, ale o wiele łatwiej jest dawać śmieci, one wchodzą same w oczy i proszą się o to, by przekazywać je dalej. Na informacyjne czekoladki, które choć na chwilę osłodzą komuś dzień, trzeba trochę zapolować, wyłowić je i uważać, żeby nie zapomnieć ich wręczyć.
I znowu – im częściej zauważasz i przekazujesz innym negatywne wieści, tym szybciej je wyłapujesz i zapamiętujesz. Podobnie jak z powodami do narzekania, tylko tym razem, wciągasz w to inne osoby.
Narzucanie sobie ograniczeń
Narzucanie sobie ograniczeń to umiejętność, w której niesłychanie szybko stajemy się coraz lepsi. A czy już jesteś w niej ekspertem, łatwo poznać po tym, jak biegle posługujesz się pewnymi zwrotami.
„To nie dla mnie”, „Ja już tak mam, i koniec!”, albo „Może inni tak, ale ja nigdy…” Czy takimi słowami rozpoczynasz rozmowę o nauce angielskiego, o zmianie diety, czy o odnalezieniu swojej pasji? Jeśli tak, to znaczy że świetnie opanowałeś sztukę narzucania sobie ograniczeń. Uważasz, że skoro dziś nie mówisz po angielsku, jesz niezdrowo, albo nie wiesz, co tak naprawdę Cię fascynuje, to tak będzie już zawsze.
Jesteśmy bardzo wprawni w niedocenianiu swoich umiejętności do uczenia się. Możesz siebie przekonywać, że nie nadajesz się do niczego, że marzenia się nie spełniają, że utknąłeś na zawsze w czarnej dziurze – tak jest na pewno łatwiej. Ale podobnie jak w pozostałych przykładach, masz wybór: możesz do swoich wypowiedzi dodawać magiczne słowo „jeszcze”. Jasne, to przychodzi ciężej niż powtarzanie: „ja się do tego nie nadaję”. Ale jest warte wysiłku, bo czyni ogromną różnicę: jeszcze nie umiem angielskiego, jeszcze nie jem do końca zdrowo, jeszcze nie odkryłem pasji. Słowo „jeszcze” zdejmuje klatkę ograniczeń i przypomina, że umiesz się uczyć. Przeciwdziała też osiągnięciu eksperckiego poziomu w ograniczaniu samego siebie.
Jest takie utarte powiedzenie – uważaj na to, czego sobie życzysz, bo może się spełnić. Na podobnej zasadzie – uważaj na to, co robisz, bo z każdym krokiem stajesz się w tym coraz lepszy. A jak być uważnym w tej kwestii? Oto pomocne pytanie, które warto sobie zadać, kiedy tylko masz najmniejsze wątpliwości, czy przypadkiem nie stajesz się ekspertem w czymś, co na Ciebie źle wpływa.
Czy to, co w tym momencie robię, jest dla mnie dobrą/pomocną/korzystną/zdrową praktyką?
Ja wiem, że kiedy narzekam na pogodę, czy opowiadam komuś o kolejnym skandalu politycznym – to na pewno nie jest to dla mnie zdrowe, ani w niczym nie pomaga. Dlatego tak szybko, jak tylko mogę, zatrzymuję się i zawracam z tej drogi, bo jeśli zrobię tak kolejny raz, moja wprawa znowu urośnie.
Dlatego zamiast tego, wolę wyłapywać koty na parapetach. :-)
Podobał Ci się ten tekst? Daj znać w komentarzu :-)