Żeby odnieść sukces musisz zwyciężyć
No więc wyobraź Ty sobie, że nie musisz. Bo już sam fakt, że próbujesz coś robić, to Twoje wielkie osiągnięcie.
Możesz sobie pogratulować za każdym razem, kiedy:
- stawiasz kroki do przodu, mimo że nie czujesz się za pewnie,
- uczysz się,
- starasz się zaakceptować swoje słabsze dni,
- przechodzisz przez długi proces polubienia własnego życia,
- dokonujesz wyborów zgodnych z Twoimi wartościami nawet wtedy, kiedy boisz się, wątpisz w siebie i nie idzie Ci łatwo.
To jest sukces przez wielkie es. A że czasem dobiegniesz do mety albo obraz spodoba się znajomym – to już zupełnie inna kwestia, jakby dodatek do całego wielkiego procesu Twojej nauki. To tylko krótki przystanek, raz udany a raz nie. A cała podróż trwa dalej.
Żeby zwyciężyć, musisz kogoś pokonać
Nie musisz z nikim walczyć ani z nikim zwyciężać, a nawet lepiej dla Ciebie, jeśli tego nie zrobisz. Możesz za to pokonywać swoje lenistwo, tremę, niecierpliwość, zahamowania, ograniczenia, słabości albo strach. Możesz porównywać się do siebie sprzed miesiąca albo sprzed roku, zamiast do kolegi z pracy.
Ciągły wyścig i porównywanie siebie do innych męczy. To wyczerpujący sport. Daj sobie trochę spokoju i spróbuj zwyciężyć, pokonując swoje słabości a nie swoich sąsiadów.
Albo samodyscyplina albo autoempatia
Sporo ludzi uważa, że samodyscyplina zaprzecza autoempatii i odwrotnie. Myślą, że jeśli zaczniesz podchodzić do siebie łagodnie i z wyrozumiałością, od razu odechce Ci się chodzić na basen, uczyć języków obcych, czytać książek, a za jakiś czas nawet wstanie z fotela po pilota uznasz za swój sukces dnia.
A zatem wydawałoby się, że im przyjaźniej siebie traktujesz, tym więcej sobie folgujesz. I dopiero rządy twardej ręki przywrócą do Twojego życia dyscyplinę, produktywność i porządek, prawda? – Otóż nie. Nieprawda.
To założenie jest błędne, bo nie bierze dwóch ważnych spraw pod uwagę:
Autoempatia to nie tylko gorące kąpiele w bulbonkach i jedzenie lodów czekoladowych na kilogramy. Bo ktoś, kto naprawdę się o siebie troszczy, nie pozwoli sobie na oglądanie kotów na internecie po nocach i spanie do południa. Ktoś, kto się o siebie troszczy, wyłączy telewizor, a w zamian podsunie sobie książkę pod nos, nastawi budzik, żeby zdążyć rano poćwiczyć, i zagonić siebie do mycia zębów.
Troska o siebie i samodyscyplina świetnie do siebie pasują. (No popatrz! Kto by pomyślał? ;-) ) Dlatego autoempatia to także: trzymanie siebie za słowo, dokształcanie się, treningi ciała i umysłu, konsekwencja, odwaga i samodyscyplina. Środowisko nasączone twardymi wymogami i rygorem nie wspomaga produktywności. Bo my, ludzie, o wiele lepiej reagujemy na kogoś, kto okazuje nam wsparcie, wiarę w nasze możliwości, szacunek i życzliwość, niż na kogoś, kto traktuje nas szorstko.
Kristin Neff, badaczka autoempatii, pisze: „Jednym z najsolidniejszych i najbardziej konsekwentnych ustaleń w literaturze badawczej jest to, że osoby, które dbają o siebie i podchodzą do siebie łagodnie, doświadczają mniej lęków i mniej stanów depresyjnych oraz wykazują niższą tendencję do zamartwiania się.” I dzięki temu lepiej i dłużej skupiają się na swoich celach i zadaniach. Więcej na ten temat znajdziesz tu: „Kiedy o siebie dbam, a kiedy po prostu sobie folguję? – Granica jest bardzo wyraźna”.
Można się zatrzymać w rozwoju osobistym
Nie ma takiej opcji. Wszyscy jesteśmy aktywistami. Aktywnie opowiadamy się za jakimiś opcjami. Aktywnie dokonujemy wyborów. I nawet jeśli wydaje Ci się, że Ty nie robisz nic, tylko sobie po prostu jesteś – to też jest Twój wybór. Stale głosujesz za lub przeciw czemuś. Kiedy mówisz „nie” jednej opcji, jednocześnie mówisz „tak” innym.
Nie da się wyjść na brzeg i nie podejmować żadnych wyborów, bo już samo wyjście na brzeg staje się Twoim wyborem.
W rozwoju nie ma mety. Jeśli postanowisz, że już nigdy niczego się nie nauczyć, a do życia wystarczy Ci pilot i telewizor, to za rok lub za dwa obudzisz się w o wiele gorszym stanie psychicznym i fizycznym niż dziś. Bo nic nie stoi w miejscu, ani czas, ani postęp, ani Ty. Wszystko idzie do przodu, dlatego jeśli zdecydujesz, żeby sobie posiedzieć, tym samym zaczniesz się cofać.
Zmiana przychodzi w jednym olbrzymim przełomie, który odmieni Twoje życie
Gdybyś mnie zapytał o jeden przełomowy moment w moim życiu, albo o jedną przełomową decyzję – nie miałabym pojęcia, co Ci odpowiedzieć. Bo takiej po prostu nie było. Były za to setki, o ile nie tysiące, drobnych momentów i drobnych decyzji, które sumują się na całkiem spore kroki. I raczej nikomu nie radzę czekać ani liczyć na wielkie przełomy. Lepiej patrzeć sobie pod nogi i stawiać krok za krokiem.
Skoro przyszło Ci do głowy to musi być prawda
Największy problem z myślami nie polega na tym, że są, ale na tym, że w nie wierzysz. Mogą być przeróżne: spokojne, straszące, dołujące itd. I niech sobie będą. Twój mózg po prostu wykonuje swoją robotę – jest od myślenia i to właśnie robi. Non stop.
Twoim zadaniem natomiast nie jest branie wszystkiego jak leci za pewnik, ale przesiewanie, filtrowanie i segregowanie własnych myśli.
Podważaj je. Przesiej je przez sito pytań takich jak: Czy istnieją solidne dowody na to, że ta myśl jest prawdziwa? Czy istnieją jakieś dowody na to, że ta myśli nie jest prawdziwa? Czy możliwe jest inne, alternatywne spojrzenie na tę sytuację? Jakie? Czy moje wnioski nie są zbyt pochopne? (Więcej pytań znajdziesz tu: „Jak uspokoić własne myśli i odzyskać nad nimi kontrolę – 11 pomocnych pytań”)
Tylko dlatego, że coś przyszło Ci do głowy, to jeszcze nie oznacza, że jest to prawda. Może to być jedynie produkt Twojego przemęczonego, głodnego, spragnionego, niewyspanego umysłu. I tylko tyle.
Skoro poczułeś jakieś emocje, musisz działać pod ich wpływem
Emocje to informacje, a nie instrukcje działania. Powiadamiają Cię o czymś istotnym:
- że straciłeś coś, co było dla Ciebie ważne (smutek),
- że ktoś przekroczył Twoje granice (złość),
- że powinieneś uważać i zachować ostrożność (strach),
- że jesteś komuś winien przeprosiny (poczucie winy),
- albo że czas spojrzeć na rzeczywistość bardziej obiektywnym okiem (rozczarowanie).
Jednak żeby odczytać ten sygnał, potrzebujesz dopuścić go do swojej świadomości, nazwać to, co czujesz, poczuć na własnej skórze daną emocję, a potem zastanowić się nad nią, wyciągnąć wnioski, porozmawiać o tym. W ten sposób odkodujesz wiadomość, którą wysłały do Ciebie Twoje emocje.
Jak widzisz, to wcale nie oznacza, że musisz od razu pod ich wpływem działać. Nie musisz od razu lać kogoś po twarzy tylko dlatego, bo Cię zezłościł. (Nawiasem mówiąc, najlepiej jakbyś tego wcale nie robił.) Nie musisz też rezygnować z nowej pracy tylko dlatego, że odczuwasz strach.
Daj sobie czas na zrozumienie swoich emocji, a kroki, które podejmiesz pod wpływem przetrawionych emocji, będą o wiele bardziej pomocne i konstruktywne, niż te pod wpływem impulsu.
Inni ciągle o Tobie myślą i mówią
Każdy z nas patrzy na świat poprzez filtr własnego „ja”. I każdy myśli głównie o sobie. O swoich doświadczeniach, wspomnieniach, emocjach, obawach, radościach i smutkach. Każdemu z nas wydaje się, że te nasze problemy, wady, słabostki są największe. Stąd boimy się, co ten świat o nas powie, jak skomentuje, co sobie pomyśli.
I pewnie coś tam o nas pomyśli. Popatrzy. Możliwe, że nawet jakoś to skomentuje. Jednak zajmie mu to tylko chwilę. A po niej bardzo szybko wróci do swojego „ja” i całą uwagę przekieruje znowu na siebie. Inni nie myślą ciągle o Tobie, tylko o sobie. Podobnie jak i Ty. (Więcej na ten temat tu: „Martwisz się tym, co inni o Tobie myślą? – koniecznie przeczytaj ten tekst”)
Perfekcja i samokrytyka najlepszą motywacją do działania
Powszechnie uważa się, że jeśli postawisz sobie wysoko poprzeczkę oraz popędzisz siebie batem to wszystko Ci się uda. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie.
Perfekcja to jeden z głównych powodów, dla których ludzie poddają się i tracą motywację do działania. A czego nie zabije ona, na pewno dobije samokrytyka. Sięgając po jedno i drugie stwarzasz wokół siebie środowisko bezlitosne, nieczułe i zawsze z Ciebie niezadowolone.
W takiej sytuacji, nawet jeśli bardzo mocno się postarasz, to i tak zawsze możesz sobie powiedzieć: „a mogłam lepiej to zrobić” (bo nie ma limitu na perfekcję). A żeby tego było mało, dorzucasz na koniec: „ale ze mnie nieudacznik, nigdy niczego nie osiągnę”.
I jeśli serwujesz sobie codziennie taką „pomoc” to tylko kwestia czasu, kiedy zaczniesz w siebie wątpić, kwestionować wszystko, co robisz, coraz gorzej czuć się we własnej skórze i mieć wrażenie, że jesteś beznadziejnym przypadkiem. Niby miało dodać skrzydeł, a jednak finalnie je podcięło.
No proszę, cała 18-punktowa lista za nami (część pierwsza tutaj). Mam nadzieję, że coś sobie z niej wybrałeś (daj znać, który punkt), może dowiedziałeś się czegoś nowego i wyciągnąłeś korzystne wnioski. Tego Ci życzę!